poniedziałek, 9 maja 2016
Smokon 2016
Zeszłą sobotę miałam okazję spędzić w krakowskiej Artetece uczestnicząc w trzeciej edycji minikonwentu Smokon. Decyzję o udziale podjęłam dosyć spontanicznie. Jak się później okazało - był to bardzo dobry wybór.
Myśląc o Smokonie ciężko uniknąć mi porównań z kwietniowym Pyrkonem - nawet biorąc pod uwagę diametralnie różną skalę obu tych wydarzeń. Takie też było moje pierwsze odczucie po wkroczeniu na teren Arteteki - chociaż wspaniale wspominam poznański konwent, od razu pomyślałam, że luźna atmosfera, brak kolejek i tłumów to bardzo miła odmiana od tłoku i ogromu Pyrkonu.
Sam program wydarzenia prezentował się bardzo interesująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozmiary konwentu i darmową akredytację.
Pierwsze kilka godzin przesiedziałam na panelach z udziałem takich gości jak (między innymi) Piotr W. Cholewa, Michał Cholewa, Jakub Ćwiek, Andrzej Pilipiuk czy Aneta Jadowska. Niektórzy z nich odnajdywali się w roli uczestników panelu lepiej, inni gorzej, jednak najbardziej pozytywnie wspominam spotkanie dotyczące "Zabaw z konwencją" z udziałem Piotra W. Cholewy, który zdawał się po prostu dobrze, nomen omen, bawić w swojej roli. Na uwagę zasługiwała też prowadząca kilku punktów - Klaudia Heintze, która pomagała budować luźną, "domową" atmosferę i zapewniała ciągłość konwersacji.
Z innych punktów programu warto wspomnieć prelekcje prowadzone przez Simona Zacka. Co prawda nie wzięłam udziału w spotkaniu dotyczącym smoków (miałam okazję uczestniczyć w nim na Pyrkonie), ale mój prywatny informator wyraził bardzo pozytywną opinię, więc wierzę, że (podobnie jak w Poznaniu) było fenomenalnie. Tezę tę potwierdza też fakt, iż kolejnej prelekcji Żakiewicza (o starych filmach F&SF) nie brakowało niczego. Największym bowiem atutem spotkań prowadzonych przez Zacka, obok przygotowania merytorycznego, jest przesympatyczny sposób prowadzenia. Krótko mówiąc - odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, który swoją pasją potrafi zarazić innych.
Oprócz tego mieliśmy okazję wziąć udział w trzech zróżnicowanych tematycznie konkursach, którymi były: konkurs wiedzy o fantastyce brytyjskiej, konkurs wiedzy o RPG oraz tradycyjne konwentowe kalambury. Czując własne braki w kompetencji zdecydowaliśmy się na tę trzecią opcję. Jak się okazało, był to wybór słuszny, bo udało nam się pokonać pozostałe pięć drużyn i wygrać dwie planszówki (gry w trakcie testowania).
Niestety, przez udział w kalamburach ominęłam jedyny panel z udziałem Anny Kańtoch - według mnie jednej z najciekawszych wśród współczesnych polskich pisarzy fantastyki. Trochę szkoda, że nie pojawiła się jako gość żadnego z innych punktów programu (szczytem marzeń byłoby spotkanie autorskie). Pomimo małej aktywności w roli prelegenta/uczestnika panelu, można było natknąć się na nią w roli widza na salach prelekcyjnych.
Podobnie było z innymi znanymi postaciami polskiego fandomu - specyfika małego konwentu zapewniała nam wszędzie wokół widok twarzy znajomych wśród polskiego światka fantastycznego. Jako że sama w towarzystwie tym stawiam ledwie pierwsze kroki, spore wrażenie robiło na mnie oglądanie co rusz postaci znanych mi wcześniej tylko z internetu. Dominowało wrażenie, że wszyscy się znają, są otwarci na nowe znajomości i nie wzdrygają się przed przyjęciem nowych osób do swojego grona.
Pomimo że ilość stanowisk na sali wystawców nie powalała, to niektórzy sprzedawcy potrafili wpędzić mnie w poczucie bezradności, powodowane koniecznością wyboru pomiędzy posiadaniem choć części konwentowych cudowności a możliwością przeżycia do końca miesiąca inaczej niż na marchewkach. Ze "sklepiku" wyszłam więc nieusatysfakcjonowana, choć na pewno nie z powodu braków w towarze u wystawców.
Na korzyść konwentu działała też specyfika miejsca, w którym się odbywał. Arteteka to miejsce wprost przeznaczone do tego typu wydarzeń. Przestrzeń, w której można swobodnie przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi punktami programu, a jednocześnie być wystarczająco odseparowanym od uczestników zajętych planszówkami czy zakupami. Jedynym małym zgrzytem była chyba tylko ciągle odzywająca się przy wejściu na I piętrze bramka, która dosyć mocno irytowała w trakcie odbywającego się nieopodal panelu.
Arteteka to przestrzeń na tyle duża, aby można było przy tej ilości uczestników uniknąć tworzenia się tłoku, ale też idealna, aby konwent pozostał wydarzeniem kameralnym, na którym można słuchać prelekcji przycupnąwszy w kąciku na poduszce, po czym niepostrzeżenie wymknąć się w poszukiwaniu innych atrakcji.
Jeśli chodzi o organizację - nie mam żadnych zarzutów. sprawna, bezproblemowa akredytacja, brak obsuw czasowych, dobrze rozplanowana przestrzeń konwentowa - pozostaje tylko pogratulować.
Podsumowując - była to wyśmienicie spędzona sobota. Pozostaje mi tylko żałować, że w poprzednich latach nie zdecydowałam się uczestniczyć w tym fantastycznym wydarzeniu, które miałam przecież pod samym nosem. Teraz czekam spokojnie na przyszłoroczną edycję.
Czy życzyć Smokonowi rozwoju? Zapewne, aczkolwiek przytulna atmosfera i kameralność to niezaprzeczalnie atuty tegorocznego wydarzenia, więc mam nadzieję, że potencjalny napływ nowych atrakcji oraz uczestników nie odbędzie się ze szkodą dla powyższych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz