Po przeprowadzce do akademika nad moją głową niebezpiecznie wisi... półka z książkami. Kraków jest niesamowitym miejscem dla poszukiwaczy książkowych skarbów, jednak dom studencki to miejsce zdecydowanie kiepsko przystosowane do magazynowania opasłych tomów, których, ze względu na brak czasu na przeczytanie, nie sposób wywieźć do rodzinnego domu. W dodatku lekko przepełniona półka wisi centralnie nad moją głową w czasie snu. Niepokoją mnie też dosyć nieprzyjemne doniesienia o przypadku zawalenia się szafki kilka pokoi dalej...
Co jest moim problemem? Nie nadmierne zbieractwo, o nie. Z tym mogłabym sobie jeszcze jakoś poradzić, gdyby nie porozpoczynane, zawieszone, zagubione w połowie utwory.
Dlatego chciałabym pokusić się o pewne postanowienie noworoczne.
Chociaż czasu na czytanie mam bardzo niewiele, postaram się nie rozpoczynać kolejnej książki, dopóki nie załatwię spraw, które powinnam była zakończyć już bardzo dawno temu. Co prawda to postanowienie (chociaż jeszcze nie do końca ukształtowane) złamałam już wczoraj, ale dzięki temu mogę włączyć nowiutki egzemplarz Lovecrafta do mojego "wyzwania".
Lista tytułów do pokonania:
- Ian R. MacLeod - Wieki światła - tutaj akurat ciężko mówić o jakimś zawieszeniu postępu w lekturze, bo jest to po prostu książka, którą wzięłam do ręki przed świętami i, chociaż zaczarowała mnie niemiłosiernie, ze względu na ograniczenia czasowe czytam ją dosyć powoli, acz regularnie.
- H.P. Lovecraft - Sny o terrorze i śmierci - jest to właśnie ten utwór, do którego zabrałam się wczoraj. Opowiadania wciągnęły mnie o wiele bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Okazało się, że trawiłam na idealny czas, by powrócić do Lovecrafta.
- Moim poprzednim (a zarazem pierwszym) spotkaniem z autorem był zbiór Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści. W tym przypadku nastąpiło zmęczenie materiału - przez większą część powieści przebrnęłam na początku stycznia, po czym, dotarłszy do W górach szaleństwa odpadłam. Przekonałam się, że Samotnika z Providence nie da się czytać ciurkiem - pomimo niesamowitego klimatu, po jakimś czasie wychodzi schematyczność i powtarzalność pewnych motywów. Nie chcę potknąć się w ten sam sposób i tym razem, więc myślę, że kiedy poczuję niepokój (bynajmniej nie ten kreowany przez autora jego NIEWYOBRAŻALNYMI przymiotnikami), bez wyrzutów sumienia odłożę Lovecrafta na później.
- Równocześnie ze Zgrozą w Dunwich... czytałam Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze Edgara Allana Poego. Po dotarciu do opowieści podróżniczych podjęłam świadomą decyzję, że resztę zostawiam "na później".
- Kolejną książką w podobnym klimacie są Opowieści starego antykwariusza M.R. Jamesa. Dosyć naiwne, ale klimatyczne opowiadania. Jednak nie do czytania za jednym posiedzeniem.
- Frankenstein Mary Shelley po prostu mnie zmęczył. Za dużo klasyki grozy w jednym czasie.
- Mark Hodder - Wyprawa w Góry Księżycowe - książka, na którą czekałam jak na szpilkach, zabrałam się za czytanie, doszłam do połowy z ogromną satysfakcją i... wyjechałam na studia. Pomimo że do tej pory nie mam pojęcia, jak udało mi się dotachać tę cegłóweczkę razem z całym moim pierwszym bagażem... Nie otworzyłam jej w Krakowie ani razu.
- Odtrutka na optymizm Petera Wattsa - właściwie zostały mi tylko dwa opowiadania, mam nadzieję, że równie wyśmienite, co poprzednie.
- Maszyna różnicowa Gibsona i Sterlinga - nie mam pojęcia, co się stało.
- Maladie i inne opowiadania Andrzeja Sapkowskiego - tutaj przeczytałam tylko poszczególne opowiadania, czas nadrobić resztę.
- Opowieści ze świata Wiedźmina - w tym przypadku nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Opowiadania poczytam sobie przy okazji wizyty w domu, jeśli akurat będę miała humor.
- Anna Brzezińska - Opowieści z Wilżyńskiej Doliny - jeden z pierwszych krakowskich zakupów. Przeleciałam przez kilka pierwszych opowiadań i na tym się skończyło. Podobnie jak w przypadku Wiedźmy z Wilżyńskiej Doliny, którą czytałam rok wcześniej, ale niestety tej książki nie posiadam w swojej biblioteczce.
- Kongres futurologiczny Stanisława Lema był lekturą poleconą mi przez znajomego na gorszy dzień. Czytało się wyśmienicie, ale znów utknęłam gdzieś w połowie i przerzuciłam się na coś innego. Kiedy do niej wrócę, raczej rozpocznę czytanie od początku, taki skok w sam środek po półrocznej przerwie nie miałby większego sensu.
- Tego samego autora Bajki robotów.
- Konkwistadorzy diabła Łukasza Dunaja, biografia Behemotha - jedyna pożyczona przeze mnie książka od baaaardzo długiego czasu. Na szczęście uzyskałam ją od osoby, która nie ma najmniejszego problemu z tym, że tomiszcze leży u mnie od października :)
- Terry Pratchett Kot w stanie czystym - uzyskana drogą wymiany dóbr z siostrą, porzucona ze względu na inne, bardziej wciągające czytadła.
- Jak widać, większość wymienionych przeze mnie pozycji to utwory dobre, albo nawet bardzo dobre, przerwane z innych powodów niż nikła przyjemność z lektury. Jedynym niedokończonym przeze mnie utworem, do którego NIE CHCĘ wracać, jest Dziewięciu książąt Amberu. Dawno żadna książka mnie tak nie skatowała. Pierwsze sto stron męczyłam kilka tygodni. Rzuciłam ją w kąt, potem podeszłam po raz drugi. Udało mi się jakimś cudem przebrnąć przez kolejne 50 stron. Chyba jeszcze nigdy nie porzuciłam tak cienkiej powieści. W dodatku 50 stron przed końcem.
Na szczęście wiele z moich grzechów stanowią tomy opowiadań. Dzięki temu nie będę miała problemów z powrotem w środek akcji. Jeśli chodzi o Hoddera - myślę że jakoś sobie poradzę po szybkim przypomnieniu pierwszej połowy. Z biografią Behemotha podobnie, ale już Maszyna różnicowa i Kongres futurologiczny na pewno będą wymagały kolejnej lektury całości. Przy Frankensteinie - mam nadzieję, że uda się wrócić do miejsca, w którym się pożegnaliśmy.
Trochę zaskoczyła mnie ta lista. Nie wiedziałam, że jest tego aż tyle. A nie uwzględniłam wcale wszystkiego. Nie zawracałam sobie na razie głowy utworami porzuconymi więcej niż rok temu, ani takimi, których przeczytałam zaledwie kilka, kilkanaście stron. Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić zaległości. Obawiam się, że może być ciężko - plany wydawnicze MAGa kuszą, podobnie jak antykwariaty, Bonito i Dedalus...
Bardzo sprawne tekstowo, językowo, ortograficznie, interpunkcyjnie i werbalizacyjnie. ;)
OdpowiedzUsuń