|
Autorzy: Wayne G. Hammond i Christina Scull
Tytuł: "Hobbit" w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena
Tłumaczenie: Ryszard "Galadhorn" Derdziński
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2012 |
Jak wspominałam jakiś czas temu, w kolejnym maszomowym (czyli takim, który tyczy się moich maszomów - wszystkich tolkienowych skarbów) poście miałam opisać pierwszy powód, dla którego moja przepełniona już do granic możliwości zaczęła strajkować.
Jakiś czas temu w moje spragnione łapki została dostarczona duża i ciężka paczka. Jej rozmiary były dla mnie dość zaskakujące, gdyż, sądząc po podanej ilości stron, spodziewałam się że album o którym mowa jest nieco mniejszy. Jeszcze bardziej rozdziawiłam usta, kiedy zobaczyłam, że znajoma mi z pierwszego wydania okładka jest tak naprawdę etui kryjącym nieco inny rysunek.
Album "Hobbit w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena" był czymś, czego brakowało mi podczas lektury pewnych fragmentów "Listów", kiedy to musiałam zatrzymywać się co parę zdań, aby wyszukać w goglach obrazek, o którym mowa w korespondencji Tolkiena z wydawcą. Wcześniej nie posiadałam żadnej książki zawierającej autorskie ilustracje Profesora, co sprawiło, że zauroczona kolorowymi rysunkami, które co raz migały mi w czeluściach Internetu, postanowiłam je wydrukować i uzupełnić nimi jednego z moich "Hobbitów" - akurat padło na czerwone wydanie z Iskier - oczywiście bez użycia kleju czy tym podobnego bluźnierstwa, a po prostu wkładając je w odpowiednich miejscach pomiędzy kartki. Co prawda efekt nie był powalający - moja drukarka nie pozwoliła cieszyć mi się w pełni ślicznymi kolorami oryginałów, jednak zawsze było to więcej niż nic. Ale teraz mogę zachwycać swoje oczy pięknymi, wielkimi reprodukcjami, wedle zapewnień wydawców skopiowanymi tak, by możliwie jak najwierniej oddawały wygląd prawdziwych rysunków Mistrza.
Oprócz tych powszechnie znanych ilustracji, które kojarzy pewnie każdy fan twórczości Tolkiena, znajdujemy tu także wiele szkiców, niektórych składających się zaledwie z kilku kresek ołówkiem, a także obrazki niepublikowane, czy inne wersje tych znajdujących się w książkach. Dzięki temu możemy prześledzić drogę, jaką przebyły wyobrażenia autora, by w końcu ukształtować finalny efekt oraz ostateczny kształt jaki znamy dzisiaj.
Obok samych ilustracji, wcale nie rzadko, natknąć możemy się także na inne elementy twórczości autora - kaligrafię, różne wersje map, ornamenty, runy oraz projekty pierwszych okładek "Hobbita".
Wszystkie elementy grafiki i malarstwa zostały dość dokładnie opisane przez autorów, możemy dowiedzieć się więc coś na temat historii ich powstania, miejsca publikacji (o ile taka zaistniała), a także prześledzić zaznaczone w tekście różnice pomiędzy poszczególnymi wersjami rysunków.
Dzięki temu albumowi uświadczam się w przekonaniu, że Tolkien, czyli autor, do którego mój sentyment od lat nie tylko nie maleje, ale wręcz rośnie, był prawdziwym artystą - nie tylko człowiekiem o niesamowitej wyobraźni, pisarzem zdolnym poruszyć serca milionów ludzi, poetą, nieprzeciętnie zdolnym lingwistą, znawcą literatury, wykładowcą potrafiącym zafascynować swoich słuchaczy, ale także sprawnym ilustratorem. Jego rysunki, choć niepozbawione drobnych defektów obnażających ograniczone możliwości pędzla Tolkiena, stanowią dziełka pełne uroku, niebanalne i wspaniale oddające klimat świata "Hobbita". I pomimo że w późniejszym czasie wielu przedstawiało swoje wyobrażenia Śródziemia, to właśnie wizja autorska jest tą, którą najlepiej kojarzymy z wyprawą Bilba i krasnoludów. Pozostaje mi tylko żałować, że oryginalne pierwsze wydanie zawierające kilka z tych małych dziełek sztuki pozostaje na razie poza moim zasięgiem. Bowiem 20 000 funtów to odrobinę za wiele jak na moje obecne fundusze:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz