tag:blogger.com,1999:blog-16915145940801842562024-03-20T22:41:26.151-07:00MaszomleumKalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.comBlogger15125tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-54218924046386662172017-05-09T09:35:00.000-07:002017-05-11T13:44:09.485-07:00Pyrkon 2017<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3xeJaT-YrtsgQmB7QUc2alEbYzM1fh3ddF_e28zDvp8_h7dYBerU4pY-k0wt3DDXng0DyIQ5COqRDxVLIZX-aAKRtC7k9hfFAeB8HqJvSVbIZSR24lWCm-t1ZVkD7S4u8e1xJyKdu1Oc/s1600/pyrkon.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3xeJaT-YrtsgQmB7QUc2alEbYzM1fh3ddF_e28zDvp8_h7dYBerU4pY-k0wt3DDXng0DyIQ5COqRDxVLIZX-aAKRtC7k9hfFAeB8HqJvSVbIZSR24lWCm-t1ZVkD7S4u8e1xJyKdu1Oc/s320/pyrkon.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
Od mojego ostatniego posta okołokonwentowego (a także od ostatniego posta w ogóle) minęło sporo czasu. Zmieniła się również odrobinę perspektywa z jakiej oglądałam tegoroczny poznański festiwal. Przez rok nie zostałam oczywiście starym konwentowym wyjadaczem, ale udało mi się zahaczyć o sierpniowy Polcon we Wrocławiu oraz parę mniejszych wydarzeń, takich jak krakowskie konwenty - Imladris, Smokon czy Whomanikon, dzięki czemu fandomowa rzeczywistość nie jest dla mnie już tak wielkim szokiem.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<br />
Czym różnił się dla mnie tegoroczny Pyrkon od tego sprzed roku?<br />
<br />
Od samego początku można było odczuć, że coś zmieniło się w kwestii organizacji. Nie było idealnie, ale postępy na pewno były odczuwalne.<br />
<br />
O ósmej rano, kiedy przybyliśmy pod budynki Targów Poznańskich przywitał nas słynny kolejkon - tabuny ludzi, którzy, jeśli wierzyć internetowym deklaracjom, czekali przy wejściu dla uczestników z preakredytacją już od wczesnych godzin porannych. Wyglądało to - delikatnie mówiąc - przerażająco, ale jak się szybko okazało, jeśli nie zmuszały do tego okoliczności związane z transportem, siedmiogodzinne czekanie w deszczu nie miało sensu. Punkt dziesiąta została otworzona brama, a wymiana biletów na identyfikatory przebiegła bardzo sprawnie. Szybko też dotarliśmy do hali noclegowej, gdzie bez problemu znaleźliśmy wygodne miejsca. Kiedy przed południem postanowiliśmy ruszyć w miasto, po kolejce nie było już śladu.<br />
Dla porównania - w zeszłym roku po odstaniu w kolejce do bramek należało ustawić się w ogonku po odbiór identyfikatorów, a dopiero później można było udać się do sleep roomu. Tym razem było bez porównania lepiej.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3pETdVKJ1oxBKIueqzkwHiQudbsb65mxkUsJM-wvftG33kxOWIc75bGXkPV53gSqE70s60f-FXSiPUBl9V5hgYR7mvl3w3SHe4s3W2dLLxn_ZdqjaPgBpLRjjZRXQPbMMClF3IfuDUx8/s1600/kolejkon.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3pETdVKJ1oxBKIueqzkwHiQudbsb65mxkUsJM-wvftG33kxOWIc75bGXkPV53gSqE70s60f-FXSiPUBl9V5hgYR7mvl3w3SHe4s3W2dLLxn_ZdqjaPgBpLRjjZRXQPbMMClF3IfuDUx8/s400/kolejkon.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Pozytywnie oceniam również tegoroczny system rezerwacji prelekcji - dzięki wejściówkom do samodzielnego wydruku udało się wyeliminować kolejne godziny oczekiwania, jakie w zeszłym roku trzeba było poświęcić, by odebrać u gżdacza prelekcyjne naklejki. Szkoda tylko, że można było zarezerwować jedynie dwa punkty programu - na części z nich miejsc na sali zostawało naprawdę sporo, a możliwość kolejnych rezerwacji pozwoliłaby bezstresowo poświęcić czas na atrakcje, zamiast na bezsensowne stanie pod drzwiami.<br />
<br />
Jednak nie wszystko wyglądało tak kolorowo - drukowany program pozostał tak samo mało przejrzysty jak w zeszłym roku. W tabelce dostaliśmy jedynie tytuły punktów programu, nieraz bardzo mało mówiące - bez choćby krótkiego opisu, a co najważniejsze - bez nazwisk gości i prowadzących. Rozumiem, że w rozpisce nie było miejsca na szczegółowe informacje, a dokładny program był dostępny na stronie internetowej, jednak na trzydniowym wydarzeniu, gdzie możliwość podładowania telefonu jest w pewien sposób ograniczona (ze względów bezpieczeństwa prąd na sleep roomie został odłączony), ciągłe korzystanie z Internetu może stanowić problem. Może warto byłoby pójść w ślady Polconu i do pakietu uczestnika dołączyć książkę programową?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA7y1O-ggDMCZgLqNSnD6YN8mACXIu7fu9Np8bdqdkkpjt5RQl8ktUM4zpu2BVyN0d4DD3gNdj07_LD-_4i2lv7t_8RC0vmalw9Fvb6Xgwb5S49_dAuzln-rNug9fw5VHTwGoIJ4_rWQE/s1600/stwr+wars.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA7y1O-ggDMCZgLqNSnD6YN8mACXIu7fu9Np8bdqdkkpjt5RQl8ktUM4zpu2BVyN0d4DD3gNdj07_LD-_4i2lv7t_8RC0vmalw9Fvb6Xgwb5S49_dAuzln-rNug9fw5VHTwGoIJ4_rWQE/s400/stwr+wars.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Jeśli chodzi o same atrakcje - tym, na co najbardziej czekałam, było spotkanie z Peterem Wattsem. Chociaż Sala Ziemi wypełniła się w bardzo niewielkim stopniu, spotkanie przebiegło fenomenalnie. Autor "Ślepowidzenia" okazał się niesamowicie sympatycznym i pełnym poczucia humoru człowiekiem. Na rozgrzewkę prowadzący spotkanie Kamil Muzyka podejmował tematy lekkie łatwe i przyjemne, takie jak początki pisarskiej przygody Wattsa, ale rozmowa zaczęła szybko zmierzać w poważniejsze rejony i dotykać zagadnień posthumanizmu czy biologii morskiej.<br />
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmgjsXM_JiH0DXWGK0GBJnQrQiKatGktTM-wNzblTGb2eTz2vCyNwi5GMhcrEanHZtBaBxXy4Hol4OQyhLo7Zn8sPK3zmzVRYwcZDEfOBkmcRu-O_mXxc6FmuPKVhtfyhuLfy1Lh7SeBM/s1600/peter+watts.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmgjsXM_JiH0DXWGK0GBJnQrQiKatGktTM-wNzblTGb2eTz2vCyNwi5GMhcrEanHZtBaBxXy4Hol4OQyhLo7Zn8sPK3zmzVRYwcZDEfOBkmcRu-O_mXxc6FmuPKVhtfyhuLfy1Lh7SeBM/s400/peter+watts.jpg" width="225" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zaszło małe nieporozumienie...</td></tr>
</tbody></table>
Z ważniejszych punktów programu, na które udało mi się załapać, bardzo ciepło wspominam prelekcję jak zwykle fenomenalnego Simona Zacka, opowiadającego z zaraźliwą pasją o filmowej karierze Arnolda Schwarzeneggera. Jako fanka Szymona od "pierwszej prelekcji" (tej o smokach z zeszłego roku) wybieram się na wszystko co tylko prowadzi na każdym konwencie. Szkoda mi tylko, że nie udało mi się wbić na spotkanie dotyczące "Aliena" - mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję.<br />
<br />
Nie byłam natomiast zachwycona panelem "Słowiańska kontrowersja" z udziałem Roberta Wegnera oraz Krzysztofa Piskorskiego. Spotkanie przeszło przeze mnie bez żadnego śladu - pomimo zainteresowania tematem nie usłyszałam niczego, co byłoby warte zapamiętania. Bardziej spodobał mi się samodzielną prelekcję Krzysztofa, dotyczący rzeczy przewidzianych przez fantastykę naukową. Piskorski "umie w prelekcje"!<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbB39svHLG6YtfeDXgSfVlQcpyFhnvduxiRh8BtnlfzW4nVpdo0Sddj9Ropfzm_ZE9_T2ntkj_fybCgK5R27ukjUnVeCX9gS3gXrnm2mCJ5vh7fc2Ppsuk5JA6AHOR0-7bZcwFgYJKUuI/s1600/ksi%25C4%2599%25C5%25BCniczki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbB39svHLG6YtfeDXgSfVlQcpyFhnvduxiRh8BtnlfzW4nVpdo0Sddj9Ropfzm_ZE9_T2ntkj_fybCgK5R27ukjUnVeCX9gS3gXrnm2mCJ5vh7fc2Ppsuk5JA6AHOR0-7bZcwFgYJKUuI/s400/ksi%25C4%2599%25C5%25BCniczki.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Na takie stadko Księżniczek Disneya można było natknąć się spacerując po Poznaniu</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
Punktem kulminacyjnym imprezy była Maskarada - konkurs gromadzący bodaj największą publiczność spośród wszystkich punktów programu na Pyrkonie. W tym roku została ona połączona z Galą Pyrkonu, co według mnie było dobrym pomysłem. Zeszłoroczna gala nie budziła wielkiego zainteresowania uczestników, na sali pojawiła się dosyć skromna liczebnie publika, a sama uroczystość była przydługawa i niezbyt interesująca. Tym razem wręczenie nagród miało miejsce przerwach pomiędzy występami kolejnych cosplayerów. Nie zakłóciło to bynajmniej przebiegu konkursu, wszystko działo się szybko i sprawnie.<br />
<br />
Organizatorzy zasłużyli na plusa za zorganizowanie relacji z Gali na żywo na telebimie - pyrkonowicze bez preakredytacji, którzy nie mieli ochoty a kilkugodzinne oczekiwanie w kolejce na widownię mogli spokojnie rozsiąść się na krzesełkach (schodach/podłodze) w "czteropaku".<br />
<br />
Przechodząc do sedna - uczestnicy konkursu byli niesamowici. Zupełnie nie znam się na cosplayu, ale to, co działo się na scenie było imponujące. Wkład pracy włożony w kostiumy oraz występy, wyobraźnia i zdolności uczestników nie podlegają dyskusji. Miałam swoich faworytów, jednak ani na moment nie czułam się zawiedziona tym, że moje typy prawie nie pokryły się z decyzjami jury. Naprawdę, wszyscy byli rewelacyjni!<br />
Niestety nie wszystko na Maskaradzie było tak perfekcyjne - pojawiło się sporo problemów technicznych, zmuszających niektórych cosplayerów do powtórek. Nie przypadł mi do gustu również sposób prowadzenia konkursu - główny dowcip Jakuba Ćwieka (podobnie jak i w zeszłym roku) polegał na zachęcaniu publiczności do buczenia, co mogłoby być zabawne, gdyby nie powtarzało się w każdej przerwie pomiędzy występami. Doceniam jednak próby tuszowania problemów związanych wpadkami realizatorów.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEijmhjGlWsE47fMICTQu1t1B6TH6W1OEdLYbv2M46v6Un-m-KgxWIIZH304sReg_ZVH6MuUWl7OTUntRLsAx3eNcq8Y4MlpRkhvnHcCNy8SouOH3RyMT7u9ruHeeNv4FWjosj4hdyviA/s1600/hoth.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEijmhjGlWsE47fMICTQu1t1B6TH6W1OEdLYbv2M46v6Un-m-KgxWIIZH304sReg_ZVH6MuUWl7OTUntRLsAx3eNcq8Y4MlpRkhvnHcCNy8SouOH3RyMT7u9ruHeeNv4FWjosj4hdyviA/s400/hoth.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bitwa o Hoth w wersji Lego</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
Jednak Pyrkon to nie tylko prelekcje i panele - większość czasu spędzonego poza aulami spędziłam na hali wystawców, powstrzymując się od wydania całych oszczędności na jednym stoisku. Jestem zachwycona kreatywnością naszych artystów oferującym przepiękną biżuterię (Martva Natura, Mad Artisans), przecudowne fandomowe kubeczki (Szyszka z Kultura mała i duża, Muggical oraz te malowane przez Illu od henny) oraz moje ulubione szydełkowe postacie od Nimbrell - ostatnio zaopatrzyłam się w Yodę oraz Leię, tym razem do kolekcji trawił fenomenalny Włóczykij.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7S_-hQas_lkL-fyZc7sRjCkvEa06MYfgSBXsuZctvyChVhHUw20ZIoYoIrhH_ohaVd22Woy0r-SldZq3bUxIpnUSVCQcnL7bnMK7iiUMdT5243fohl6-XKI9Ytw2XpdghfZnExUfx8MM/s1600/stuff.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7S_-hQas_lkL-fyZc7sRjCkvEa06MYfgSBXsuZctvyChVhHUw20ZIoYoIrhH_ohaVd22Woy0r-SldZq3bUxIpnUSVCQcnL7bnMK7iiUMdT5243fohl6-XKI9Ytw2XpdghfZnExUfx8MM/s400/stuff.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Łupy, czyli zabierz trochę Pyrkonu do domu</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Podsumowując ten trochę już przydługi tekst - bawiłam się fenomenalnie. Spotkałam w Poznaniu wspaniałych ludzi, w towarzystwie których spędziłam niepowtarzalny weekend. Wsiąkłam w pyrkonową atmosferę i ani niezbyt miła pogoda, ani problemy techniczne nie były w stanie popsuć mi humoru. Dziękuję!Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-76217270235779120962016-05-10T05:35:00.003-07:002016-05-10T05:38:15.304-07:00Gra o tron - sezon 6, odcinki 1-3Tuż po premierze pierwszego odcinka najnowszego sezonu "Gry o tron", w trakcie bardzo nudnego wykładu machnęłam umiarkowanie zjadliwą recenzję powyższego. Z tekstu byłam dość zadowolona, aczkolwiek, jako że spłodziłam go za pomocą pióra i zeszytu, nie udało mi się znaleźć czasu na to, żeby przetworzyć go na formę elektroniczną. Kiedy w końcu mogłam się za to zabrać, było już po premierze odcinka numer dwa, więc stwierdziłam, że publikacja nie ma sensu. W tym momencie ukazały się już trzy odcinki, więc szczegółowa recenzja pierwszego byłaby dosyć mocno spóźniona. Dlatego postanowiłam podzielić się kilkoma, bardzo luźnymi przemyśleniami na temat obejrzanej części sezonu. Zawiera spoilery!<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihDoamyK22wp3JNe6SUklTJnaQbHtdToNaBkpQbMCtWu5dEwPbO8SJ-nqYk2GjufwXh6Ztp7G3hr53TYd2vPNS6niSohqZT8SADSBtWichzvbhPDQxuErSzSq4aYk6VIR1kVtpZQujy0M/s1600/got_7-2_jorah.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihDoamyK22wp3JNe6SUklTJnaQbHtdToNaBkpQbMCtWu5dEwPbO8SJ-nqYk2GjufwXh6Ztp7G3hr53TYd2vPNS6niSohqZT8SADSBtWichzvbhPDQxuErSzSq4aYk6VIR1kVtpZQujy0M/s320/got_7-2_jorah.png" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">They're taking the hobbits to Isengard!</td></tr>
</tbody></table>
<a name='more'></a><b>1. Na nieznanych wodach</b><br />
<br />
W tym sezonie akcja serialu w pełni dogoniła tę książkową, scenarzyści zostali wypuszczeni na głęboką wodę. Co prawda, w poprzednich sezonach D&D nie mieli problemu z luźnym traktowaniem materiału wyjściowego, ale, przynajmniej w większości wątków, pozostawali w bezpiecznej strefie rzeczywistości martinowskiej. Teraz dostali pełne pole do popisu.<br />
Jest to też spora odmiana dla widzów zaznajomionych z prozą Martina. Od tej pory może wydarzyć się wszystko, a widz-czytelnik uwalnia się od porównywania serialu z książkami.<br />
<b><br /></b><b>2. Pozbądźmy się bohaterów, na których nie mamy pomysłu.</b><br />
<b><br /></b>
Jest to tendencja, która zaczęła pojawiać się już w poprzednich sezonach. Masowa eksterminacja w wątku dornijskim, uśmiercanie ledwie wprowadzonych bohaterów, losowe zabijanie postaci w zupełnie niespodziewanych momentach - mam kilka pomysłów na wyjaśnienie takiego rozwoju sytuacji.<br />
<br />
a) Scenarzyści zorientowali się, że wprowadzili więcej postaci niż mają pomysłów, więc postanowili się ich jakoś pozbyć.<br />
<br />
b) Scenarzyści nie zauważyli że chwyty w stylu "Ned is dead, baby" czy Krwawe Gody przestały działać kilka sezonów/kilka książek temu i dalej liczą na wywołanie szoku u widzów.<br />
<br />
c) Scenarzyści postanowili odciąć się od wcześniejszych dokonań i stworzyć nowy serial - zaprojektowali cały wachlarz nowych postaci i postanowili zrobić dla nich miejsce (żeby potem mieć kogo uśmiercać).<br />
<br />
d) Scenarzystom spodobała się zabawa w G.R.R. Martina.<br />
<br />
e) Starzy aktorzy zażądali zbyt wysokich stawek więc scenarzyści postanowili odesłać ich na emeryturę.<br />
<br />
Nie wiem, czy którakolwiek z moich teorii ma jakiekolwiek powiązanie z rzeczywistością, jednak rozwiązania za które chwytają twórcy nie wpływają korzystnie na serial, który miejscami staje się po prostu nudny.<br />
<br />
<b>2. Te same chwyty</b><br />
<br />
Oprócz tradycyjnego już dla serialu eliminowania głównych postaci wracają inne typowe elementy, które na początku mogły wywoływać pożądany efekt.<br />
Psychopatyczne okrucieństwo Ramsaya stało się groteskowe i zamiast wywoływać ciarki - bawi, i to nieszczególnie mocno.<br />
Daenerys nadal wykrzykuje swoje tytuły i wpada w tarapaty, wokół nie dzieje się nic, co popychałoby akcję do przodu.<br />
Dialogi Tyriona i Varysa, tak interesujące w początkowych sezonach, stały się po prostu nużące.<br />
Sytuacja w King's Landing nie zmienia się w żaden istotny sposób - Cersei miota się pomiędzy Wielkim Wróblem, Nie-Do-Końca-Martwym-Gregorem i swoim ostatnim żyjącym synem. Jaimie znów wraca pod zaborcze skrzydła siostry. Margaery niezmiennie odmawia zeznań i siedzi w zamknięciu. Jedynie Tommen zdaje się nabierać charakteru, ale cóż z tego, skoro co rusz zostaje stłamszonny, czy to przez Matkę, czy to przez Wróbla.<br />
Arya nadal zbiera baty w kolejnych sekwencjach mało interesujących scen. Szkoda, bo ten wątek zapowiadał się bardzo ciekawie - mam nadzieję, że potencjał nie zostanie do końća zmarnowany.<br />
<br />
<b>3. Mur daje radę</b><br />
<br />
Jak zwykle najlepiej prezentuje się wątek Muru. Na jego korzyść działa oczywiście to, że od samego początku jego rezydentami były najciekawsze postaci.<br />
Choć przed emisją tego sezonu byłam bardzo przeciwna rozwiązaniu kwestii Jona w tak oczywisty sposób, bardzo podoba mi się kierunek w którym sprawa zdaje się rozwijać - to jasne, że Snow nie ma już czego szukać na stanowisku Lorda Dowódcy, o ile w ogóle na Murze. Przeniesienie bękarta do innej lokacji może dać naprawdę interesujące efekty, zwłaszcza że już dawno nie mieliśmy okazji oglądać go w innym otoczeniu.<br />
Na uwagę zasługuje także najbardziej trzeźwo myśląca postać serialu, czyli Davos. Od samego początku jego trochę poboczna rola intryguje i zdaje się zapowiadać, że po najemniku powinniśmy spodziewać się czegoś więcej niż tylko doradcy lepiej urodzonych.<br />
Jest jeszcze Melisandre - przez wielu uwielbiana, dla mnie do tej pory była jedną z bardziej irytujących bohaterek Gry o Tron. W tym momencie jej postać zmierza w interesującym kierunku, a scena pokazująca jej upadek wiary w R'hlora i we własne możłiwości była jedną z lepszych w całym serialu. Zastanawia mnie też, czy to, co mieliśmy okazję ujrzeć w końcowej scenie pierwszego odcinka to tylko "smaczek" dla widzów, czy też wątek ten zostanie pociągniety dalej.<br />
<br />
<br />
<b>4. Wielkie powroty</b><br />
<b><br /></b>
Bardzo cieszy mnie powrót do wątków porzuconych kilka sezonów temu.<br />
Ciągnąca się w nieskończoność tułaczka Brana w końcu zostaje wynagrodzona, także widzom - dzięki podróżom w przeszłość młodego Starka dostaliśmy zapowiedź być może najciekawszego wątku tego sezonu. Spotkanie z młodym Nedem rozbudza apetyt, zwłaszcza widzów znających książkę, a szczególnie tych, którym nieobce są krążące po sieci fanowskie teorie na temat rodzinnych zawirowań u Starków. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach dostaniemy trochę więcej, bo nie ukrywam, że cliffhanger z trzeciej odsłony zadziałał na mnie dokładnie tak, jak powinien.<br />
Sytuacja zostałą popchnięta do przodu także na Żelaznych Wyspach - stary władca w końcu udał się tam gdzie powinien, a nowo wprowadzona postać każe spodziewać się interesującego wątku.<br />
Trochę niepokoi mnie to, co twórcy postanowili zrobić z najmłodszym ze Starków, Rickonem. Mam nadzieję, że scenarzyści nie skuszą się na pójście po lini najmniejszego oporu, bo będzie to kolejny zmarnowany wątek. Ramsay naprawdę może robić coś poza torturowaniem i zabijaniem wszystkich wokół, a Rickon nie powinien zostać tylko kolejnym Starkiem do odstrzału.<br />
<br />
<br />
<br />
Moje ogólne wrażenia po obejrzeniu niemal trzeciej części sezonu sa umiarkowanie entuzjastyczne. Nie czekam już na każdy odcinek z taką niecierpliwością jak jeszcze kilka lat temu, jednak raczej nie opuszczę żadnego. Mam nadzieję, że twórcy porzucą swoje hobby, jakim jest bezsensowne zabijanie kolejnych postaci i znajdą sposób na spójny rozwój fabuły, zwłaszcza wątków związanych z Murem, niedobitkami Starków i Pyke. Nadzieję na to, że coś ciekawego stanie się w Essos już niemal porzuciłam, ale wciąż tli się we mnie mała iskierka.<br />
Myślę, że to jest już ten moment w historii, kiedy wszsystko powinno zacząć się powoli klarować i zmierzać do ostatecznego powiązania ze sobą wątków, a następnie do, miejmy nadzieję, spektakularnego finału.Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-76544713655702042262016-05-09T04:36:00.000-07:002016-05-10T02:37:07.306-07:00Smokon 2016<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiMQ1y20DGXov-EWSqJdtCqOALFtPajb_RJ9va3rfKgv5bkwwLhgdkGLVD5uYS_cadnR_rjhO_g-a5O1mT-acbE2bksQZ3FJHv9HQQAYY_pFdoimD4zi_PhI6ID3s64g54AZRj1zVHjAQ/s1600/smokon_logo.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="160" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiMQ1y20DGXov-EWSqJdtCqOALFtPajb_RJ9va3rfKgv5bkwwLhgdkGLVD5uYS_cadnR_rjhO_g-a5O1mT-acbE2bksQZ3FJHv9HQQAYY_pFdoimD4zi_PhI6ID3s64g54AZRj1zVHjAQ/s320/smokon_logo.png" width="320" /></a></div>
<span id="goog_2107699028"></span><span id="goog_2107699029"></span><br />
Zeszłą sobotę miałam okazję spędzić w krakowskiej Artetece uczestnicząc w trzeciej edycji minikonwentu Smokon. Decyzję o udziale podjęłam dosyć spontanicznie. Jak się później okazało - był to bardzo dobry wybór.<br />
<br />
Myśląc o Smokonie ciężko uniknąć mi porównań z kwietniowym Pyrkonem - nawet biorąc pod uwagę diametralnie różną skalę obu tych wydarzeń. Takie też było moje pierwsze odczucie po wkroczeniu na teren Arteteki - chociaż wspaniale wspominam poznański konwent, od razu pomyślałam, że luźna atmosfera, brak kolejek i tłumów to bardzo miła odmiana od tłoku i ogromu Pyrkonu.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Sam program wydarzenia prezentował się bardzo interesująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozmiary konwentu i darmową akredytację.<br />
<br />
Pierwsze kilka godzin przesiedziałam na panelach z udziałem takich gości jak (między innymi) Piotr W. Cholewa, Michał Cholewa, Jakub Ćwiek, Andrzej Pilipiuk czy Aneta Jadowska. Niektórzy z nich odnajdywali się w roli uczestników panelu lepiej, inni gorzej, jednak najbardziej pozytywnie wspominam spotkanie dotyczące "Zabaw z konwencją" z udziałem Piotra W. Cholewy, który zdawał się po prostu dobrze, nomen omen, bawić w swojej roli. Na uwagę zasługiwała też prowadząca kilku punktów - Klaudia Heintze, która pomagała budować luźną, "domową" atmosferę i zapewniała ciągłość konwersacji.<br />
<br />
Z innych punktów programu warto wspomnieć prelekcje prowadzone przez Simona Zacka. Co prawda nie wzięłam udziału w spotkaniu dotyczącym smoków (miałam okazję uczestniczyć w nim na Pyrkonie), ale mój prywatny informator wyraził bardzo pozytywną opinię, więc wierzę, że (podobnie jak w Poznaniu) było fenomenalnie. Tezę tę potwierdza też fakt, iż kolejnej prelekcji Żakiewicza (o starych filmach F&SF) nie brakowało niczego. Największym bowiem atutem spotkań prowadzonych przez Zacka, obok przygotowania merytorycznego, jest przesympatyczny sposób prowadzenia. Krótko mówiąc - odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, który swoją pasją potrafi zarazić innych.<br />
<br />
Oprócz tego mieliśmy okazję wziąć udział w trzech zróżnicowanych tematycznie konkursach, którymi były: konkurs wiedzy o fantastyce brytyjskiej, konkurs wiedzy o RPG oraz tradycyjne konwentowe kalambury. Czując własne braki w kompetencji zdecydowaliśmy się na tę trzecią opcję. Jak się okazało, był to wybór słuszny, bo udało nam się pokonać pozostałe pięć drużyn i wygrać dwie planszówki (gry w trakcie testowania).<br />
<br />
Niestety, przez udział w kalamburach ominęłam jedyny panel z udziałem Anny Kańtoch - według mnie jednej z najciekawszych wśród współczesnych polskich pisarzy fantastyki. Trochę szkoda, że nie pojawiła się jako gość żadnego z innych punktów programu (szczytem marzeń byłoby spotkanie autorskie). Pomimo małej aktywności w roli prelegenta/uczestnika panelu, można było natknąć się na nią w roli widza na salach prelekcyjnych.<br />
<br />
Podobnie było z innymi znanymi postaciami polskiego fandomu - specyfika małego konwentu zapewniała nam wszędzie wokół widok twarzy znajomych wśród polskiego światka fantastycznego. Jako że sama w towarzystwie tym stawiam ledwie pierwsze kroki, spore wrażenie robiło na mnie oglądanie co rusz postaci znanych mi wcześniej tylko z internetu. Dominowało wrażenie, że wszyscy się znają, są otwarci na nowe znajomości i nie wzdrygają się przed przyjęciem nowych osób do swojego grona.<br />
<br />
Pomimo że ilość stanowisk na sali wystawców nie powalała, to niektórzy sprzedawcy potrafili wpędzić mnie w poczucie bezradności, powodowane koniecznością wyboru pomiędzy posiadaniem choć części konwentowych cudowności a możliwością przeżycia do końca miesiąca inaczej niż na marchewkach. Ze "sklepiku" wyszłam więc nieusatysfakcjonowana, choć na pewno nie z powodu braków w towarze u wystawców.<br />
<br />
Na korzyść konwentu działała też specyfika miejsca, w którym się odbywał. Arteteka to miejsce wprost przeznaczone do tego typu wydarzeń. Przestrzeń, w której można swobodnie przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi punktami programu, a jednocześnie być wystarczająco odseparowanym od uczestników zajętych planszówkami czy zakupami. Jedynym małym zgrzytem była chyba tylko ciągle odzywająca się przy wejściu na I piętrze bramka, która dosyć mocno irytowała w trakcie odbywającego się nieopodal panelu.<br />
Arteteka to przestrzeń na tyle duża, aby można było przy tej ilości uczestników uniknąć tworzenia się tłoku, ale też idealna, aby konwent pozostał wydarzeniem kameralnym, na którym można słuchać prelekcji przycupnąwszy w kąciku na poduszce, po czym niepostrzeżenie wymknąć się w poszukiwaniu innych atrakcji.<br />
<br />
Jeśli chodzi o organizację - nie mam żadnych zarzutów. sprawna, bezproblemowa akredytacja, brak obsuw czasowych, dobrze rozplanowana przestrzeń konwentowa - pozostaje tylko pogratulować.<br />
<br />
Podsumowując - była to wyśmienicie spędzona sobota. Pozostaje mi tylko żałować, że w poprzednich latach nie zdecydowałam się uczestniczyć w tym fantastycznym wydarzeniu, które miałam przecież pod samym nosem. Teraz czekam spokojnie na przyszłoroczną edycję.<br />
<br />
Czy życzyć Smokonowi rozwoju? Zapewne, aczkolwiek przytulna atmosfera i kameralność to niezaprzeczalnie atuty tegorocznego wydarzenia, więc mam nadzieję, że potencjalny napływ nowych atrakcji oraz uczestników nie odbędzie się ze szkodą dla powyższych.Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-41150629376997908592016-04-19T12:42:00.000-07:002016-05-09T05:20:49.560-07:00Pyrkon 2016W końcu, po jakichś pięciu latach wybierania się i słomianego zapału udało mi się spełnić jedno z popkulturowych marzeń - wybrałam się na konwent - i to nie byle jaki. Drugi kwietniowy weekend spędziłam bowiem w Poznaniu na Pyrkonie - imprezie, która swoim rozmachem oraz ilością uczestników zahacza już - zgodnie z pełną nazwą wydarzenia - o spory festiwal pełen wszelkiego rodzaju atrakcji.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1RlSHATEafu_xG-OqRs-J6ziYkXmEPo9wqubbSrDno8QQiMQRWo9rLrZd8Ix8GDj9nqB7fi23TkBAez7vOzEyzZloEhdAiuYIxHTNJfhUN57WmOkIgJmaqP58fgMUB32XUYTF9C014zc/s1600/pyrkon.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1RlSHATEafu_xG-OqRs-J6ziYkXmEPo9wqubbSrDno8QQiMQRWo9rLrZd8Ix8GDj9nqB7fi23TkBAez7vOzEyzZloEhdAiuYIxHTNJfhUN57WmOkIgJmaqP58fgMUB32XUYTF9C014zc/s320/pyrkon.jpg" width="320" /></a><br />
<br />
<a name='more'></a><br /></div>
<div style="text-align: left;">
Cały miesiąc poprzedzający imprezę chodziłam jak nakręcona - począwszy od dnia zakupu biletów do rozpoczęcia Pyrkonu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Jak wspominałam, nigdy wcześniej nie miałam okazji uczestniczyć nawet w małym konwencie, więc moje wyobrażenia pochodziły jedynie z relacji znajomych lub informacji zaczerpniętych z Internetu.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Oczywiście słyszałam wcześniej o słynnym Kolejkonie - nie byłam więc zaskoczona tym, co zobaczyliśmy w piątek w okolicach wejścia na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie miała odbywać się impreza - wielobarwny tłum ludzi oczekujących w kolejce po zakup akredytacji.</div>
<div style="text-align: left;">
Na szczęście (lub nieszczęście) mieliśmy wykupione preakredytacje, więc, omijając ogonek (lub - bardziej adekwatnie - ogoniszcze), w okolicach 10:30 usadowiliśmy się w pobliżu bramek, oczekując na magiczną godzinę 12:00, kiedy to, zgodnie z podawanymi informacjami, mieliśmy zostać wpuszczeni na teren konwentu.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Ku naszemu zdziwieniu już po około trzech kwadransach oczekiwania coś zaczęło się dziać - ludzie ruszyli z miejsc i pierwsi pyrkonowicze zostali przepuszczeni przez bramki. Także my podążyliśmy w stronę wejścia i tu nasza czteroosobowa grupa została rozdzielona - jako że z Michałem mieliśmy wykupioną preakredytację, mogliśmy wejść w pierwszej kolejności, za to Ania z Markiem, którzy kupowali bilety na miejscu, zostali w tyle. Jak się okazało - nie na długo, bo szybko zapanował taki chaos, że wpuszczane były tak osoby z preakredytacją jak i bez niej.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Szybko ruszyliśmy w stronę hali przeznaczonej do spania. Zaklepaliśmy w miarę dogodne miejsca i ruszyliśmy na zwiedzanie terenu. Niestety, kiedy po chwili spróbowaliśmy wrócić po rzeczy, które zostawiliśmy na hali, pojawił się problem - zostaliśmy poinformowani, że nie możemy wejść z powrotem, dopóki nie wymienimy drukowanych biletów na identyfikatory. Ruszyliśmy więc w poszukiwaniu miejsca gdzie moglibyśmy takiej wymiany dokonać - niestety nikt z gżdaczy nie potrafił nam dokładnie powiedzieć gdzie miało się to odbywać, wiedzieliśmy tylko, że zaczyna się w południe. Po chwili udało nam się zweryfikować sprzeczne informacje i ustawiliśmy się w długaśnej kolejce do punktu z pakietami. To by było na tyle, jeśli chodzi o ominięcie kolejek przez preakredytowanych. Na szczęście kolejka, nawet jeśli długaśna - przesuwała się szybko i po jakichś 30 minutach koczowania szczęśliwie otrzymaliśmy nasze plakietki, plany, kilka ulotek i promocyjną kość pyrkonową.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po powrocie na halę okazało się, że Ania i Marek już dawno dotarli na sleeproom i czekają na nas od dobrej chwili. Co więcej, na miejscu nie było już tak wiele pustej przestrzeni - gdyby nie to, że udało nam się zaklepać niezłe miejsca przy ścianie zanim wejścia zaczęły być pilnowane, pewnie musielibyśmy marznąć gdzieś w przeciągach przy drzwiach, wciskać się pomiędzy innych ludzi albo liczyć na to, że nasi nie-preakredytowani znajomi zaklepią jakieś znośne miejsce - kolejny raz preakredytacja zamiast ułatwić, mogła utrudnić nam pobyt.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Następnie ruszyliśmy po naklejki na prelekcje rejestrowane - na miejscu dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie będą wydawane od 13:00 ale tak naprawdę to nic nie wiadomo, bo nie ma osoby, która miała się tym zajmować - zrezygnowaliśmy więc z kolejnego czekania i stwierdziliśmy, że zgłosimy się później, zwłaszcza że byliśmy zapisani dopiero na sobotnie wydarzenia. Potem, widząc kolejną niekończącą się kolejkę zaczęliśmy trochę żałować tej decyzji, jednak wieczorem udało nam się trafić na chwilowy przestój i odebraliśmy znaczki w jakieś 5 minut.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Oczywiście jako osoba nastawiona mocno entuzjastycznie niespecjalnie przejęłam się wszystkimi dotychczasowymi niedogodnościami.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Chwilę przed 15:00 udałam się na pierwszą prelekcję, czyli "Early Polish Fandom: Stories and Numbers" Stanisława 'Scobina' Krawczyka w bloku anglojęzycznym. Pomimo tego że oczekiwałam tłumów, w sali pojawiło się niewiele osób. Sama prelekcja, przygotowana rzetelnie i poprowadzona bez zająknięcia nie była specjalnie pasjonująca - być może dlatego, że liczyłam na mniej suchych faktów a więcej opowieści. Mimo że nie dowiedziałam się z niej niczego nowego, wspominam ją pozytywnie i nie żałuję, że się na niej pojawiłam.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Później z biegu załapałam się na prelekcję Szymona Żakiewicza o smokach - świetna prezentacja poprowadzona luźno, dowcipnie, ale i merytorycznie. Aż żal, że prelegent musiał zmieścić się w marnych pięćdziesięciu minutach, bo podejrzewam, że do powiedzenia miał dużo więcej niż to, co zdążyliśmy usłyszeć.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Następnie, nie dając sobie chwili na wytchnienie wskoczyłam z powrotem do sali anglojęzycznej, żeby wysłuchać, co do powiedzenia na temat horroru w literaturze amerykańskiej ma Christian Dumais - tym razem miałam okazję uczestniczyć w humorystycznej, acz znów niespecjalnie porywającej ani odkrywczej prelekcji.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Sobotę rozpoczęłam od wiedźmińskiego konkursu drużynowego - było bardzo emocjonująco, zwłaszcza w momentach kiedy uczestnicy podważali wiedzę oraz decyzję organizatorów. Godzinka minęła szybko i, mimo że moja drużyna uplasowała się gdzieś na dole stawki, cieszyłam się że udało mi się wziąć udział.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Następnie w roli obserwatora spędziłam godzinkę na konkursie tolkienowskim, gdzie pytania stały na takim poziomie, że dziesięcioro uczestników było w stanie odpowiedzieć jedynie na cztery z trzydziestu dziewięciu zadanych pytań. Zabrakło zróżnicowania poziomu trudności zadań, przez co w pewnym momencie konkurs stał się po prostu nudny. Wiadomo - świat Tolkiena jest bardzo rozległy, możemy zadawać pytania o wszystko, jednak taka formuła zupełnie nie sprawdziła się w konkursie, gdzie o udziale decydowały nie eliminacje, a losowanie zgłoszonych uczestników.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po konkursach przyszedł czas na rozejrzenie się po hali wystawców - z niemałą obawą o własny portfel wkroczyłam w świat rękodzieła, geekowskich gadżetów, książek, gier i japońskich słodyczy. Niezliczone stoiska kuszące ze wszystkich stron mogły przyprawić o ból głowy i skutecznie udaremniły mi kupienie czegokolwiek - po prostu nie byłam w stanie zdecydować się na co przeznaczyć mój - mocno ograniczony - budżet. Na hali można było dostać praktycznie wszystko - przepiękne, ręcznie robione przedmioty - biżuterię, ozdoby, kubki, poduszki, szkatułki, stylizowane ubrania; książki i planszówki prosto od wydawców oraz gadżety dla wszystkich fantastycznych fandomów.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Wieczorem przyszedł czas na moment kulminacyjny - Maskaradę. To tutaj mieli okazję zaprezentować się najlepsi spośród cosplayerów. Prawie dwie godziny czekania w kolejce, ponad 30 minut opóźnienia - w końcu na scenę wyszedł prowadzący ten punkt programu Jakub Ćwiek i zapowiedział występ pierwszych artystów. Niestety nie wszyscy mogli cieszyć się </div>
<div style="text-align: left;">
oglądaniem konkursu, bo na sali było tylko 2000 miejsc i wielu pyrkonowiczów zostało odprawionych z kwitkiem. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Prezentacja cosplayerów wywarła na mnie niesamowite wrażenie - jeśli tak wyglądają wszystkie tego typu konkursy, to nie mam ochoty opuścić ani jednego z nich. Występy były bardzo różne - od tych humorystycznych, poprzez rozczulające, jak pojawienie się czteroletniej Elsy pośród innych disneyowskich księżniczek (grupa cosplayowa Lunatycy), aż po te śmiertelnie patetyczne i odtwarzające klimat gier czy filmów z których pochodził pierwowzór. Pomimo tego, iż nie znałam pewnie 3/4 postaci pojawiających się na scenie, bawiłam się przednio i nie miałam ochoty wychodzić z sali, chociaż konkurs zakończył się grubo po czasie i sporo zahaczył o czas kolejnego punktu programu, czyli Gali Pyrkonu.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Sama Gala cieszyła się znacznie mniejszą frekwencją. Z resztą, trudno się dziwić - pojawili się na niej najwytrwalsi, nie zamordowani pięcioma godzinami (licząc czas poświęcony na koczowanie w kolejce przed Salą Ziemi) poświęconymi na Maskaradę. Bardzo efektowny, choć męczący dla oka pokaz laserowy, występy kilku ciekawych artystów oraz przyznanie statuetek Nowej Fantastyki, Złotych Masek i ogłoszenie laureatów Maskarady - wszystko przebiegło szybko i sprawnie, bez niepotrzebnego przedłużania (poza początkowym sporym opóźnieniem).</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Niedziela upłynęła pod znakiem zakupów, które po dłuższym czasie udało mi się sfinalizować oraz spacerów po fantasium suburbium. Szybko zahaczyłam też o konkurs Lodu i Ognia (na który niestety nie udało mi się zakwalifikować) a tuż przed wyjazdem wskoczyliśmy na ostatnią prelekcję - poświęconą wpływowi "Powrotu do przyszłości" na popkulturę.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Niestety mocno się rozczarowaliśmy, zwłaszcza Michał, jako wielki fan tych produkcji. Choć temat miał duży potencjał został zamordowany przez wykonanie. Przez cały czas mieliśmy wrażenie braku przygotowania merytorycznego prowadzących, którzy próbowali ratować się mało śmiesznymi żartami i nieciekawymi komentarzami. Widać było pasję prelegentów, którzy jednak zdawali się nie wiedzieć co robią przed mikrofonem.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Przez cały czas trwania konwentu co krok napotykaliśmy na cosplayerów - niektóre stroje budziły podziw, inne rozbawienie połączone z niedowierzaniem - jak inaczej zareagować na jednego z konwentowiczów, który przygotował cosplay... WD40?<br />
<br />
Pomimo tego, że tegorocznemu Pyrkonowi można zarzucić wiele - zwłaszcza ze strony organizacyjnej (enigmatyczny plan prelekcji pozbawiony opisów i nazwisk prelegentów; kolejki na każdym kroku; gigantyczne obsuwy; znikające i pojawiające się prelekcje; niekompetencja niektórych gżdaczy; trudności w zdobywaniu informacji, komplikacje związane z akredytacją) - wszyscy bawiliśmy się wyśmienicie. Być może, gdyby to nie był dla mnie pierwszy konwent, mój entuzjazm nie byłby w stanie przyćmić wszystkich wad i niedogodności. Jednak w tym roku wróciłam z Poznania zadowolona, szczęśliwa i spragniona więcej. Kolejny cel - sierpniowy Polcon we Wrocławiu.</div>
Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-35667050977281116512014-01-12T04:13:00.000-08:002016-05-09T05:22:17.106-07:00Niedokończone (o)powieściOd kilku miesięcy trwam w stanie zagrożenia życia.<br />
<div>
Po przeprowadzce do akademika nad moją głową niebezpiecznie wisi... półka z książkami. Kraków jest niesamowitym miejscem dla poszukiwaczy książkowych skarbów, jednak dom studencki to miejsce zdecydowanie kiepsko przystosowane do magazynowania opasłych tomów, których, ze względu na brak czasu na przeczytanie, nie sposób wywieźć do rodzinnego domu. W dodatku lekko przepełniona półka wisi centralnie nad moją głową w czasie snu. Niepokoją mnie też dosyć nieprzyjemne doniesienia o przypadku zawalenia się szafki kilka pokoi dalej...<br />
<br />
<a name='more'></a><br /></div>
<div>
Co jest moim problemem? Nie nadmierne zbieractwo, o nie. Z tym mogłabym sobie jeszcze jakoś poradzić, gdyby nie porozpoczynane, zawieszone, zagubione w połowie utwory.</div>
<div>
Dlatego chciałabym pokusić się o pewne postanowienie noworoczne.</div>
<div>
Chociaż czasu na czytanie mam bardzo niewiele, postaram się nie rozpoczynać kolejnej książki, dopóki nie załatwię spraw, które powinnam była zakończyć już bardzo dawno temu. Co prawda to postanowienie (chociaż jeszcze nie do końca ukształtowane) złamałam już wczoraj, ale dzięki temu mogę włączyć nowiutki egzemplarz Lovecrafta do mojego "wyzwania".<br />
<br /></div>
<div>
Lista tytułów do pokonania:</div>
<div>
<ul>
<li>Ian R. MacLeod <b>-</b> <b>Wieki światła</b> <b>- </b>tutaj akurat ciężko mówić o jakimś zawieszeniu postępu w lekturze, bo jest to po prostu książka, którą wzięłam do ręki przed świętami i, chociaż zaczarowała mnie niemiłosiernie, ze względu na ograniczenia czasowe czytam ją dosyć powoli, acz regularnie.</li>
<li>H.P. Lovecraft <b>-</b> <b>Sny o terrorze i śmierci</b> <b>- </b>jest to właśnie ten utwór, do którego zabrałam się wczoraj. Opowiadania wciągnęły mnie o wiele bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Okazało się, że trawiłam na idealny czas, by powrócić do Lovecrafta.</li>
<li>Moim poprzednim (a zarazem pierwszym) spotkaniem z autorem był zbiór <b>Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści</b>. W tym przypadku nastąpiło zmęczenie materiału - przez większą część powieści przebrnęłam na początku stycznia, po czym, dotarłszy do <i>W górach szaleństwa</i> odpadłam. Przekonałam się, że Samotnika z Providence nie da się czytać ciurkiem - pomimo niesamowitego klimatu, po jakimś czasie wychodzi schematyczność i powtarzalność pewnych motywów. Nie chcę potknąć się w ten sam sposób i tym razem, więc myślę, że kiedy poczuję niepokój (bynajmniej nie ten kreowany przez autora jego NIEWYOBRAŻALNYMI przymiotnikami), bez wyrzutów sumienia odłożę Lovecrafta na później.</li>
<li>Równocześnie ze <i>Zgrozą w Dunwich...</i> czytałam <b>Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze</b> Edgara Allana Poego. Po dotarciu do opowieści podróżniczych podjęłam świadomą decyzję, że resztę zostawiam "na później".</li>
<li>Kolejną książką w podobnym klimacie są <b>Opowieści starego antykwariusza </b>M.R. Jamesa. Dosyć naiwne, ale klimatyczne opowiadania. Jednak nie do czytania za jednym posiedzeniem.</li>
<li><b>Frankenstein </b>Mary Shelley po prostu mnie zmęczył. Za dużo klasyki grozy w jednym czasie.</li>
<li>Mark Hodder <b>- Wyprawa w Góry Księżycowe - </b>książka, na którą czekałam jak na szpilkach, zabrałam się za czytanie, doszłam do połowy z ogromną satysfakcją i... wyjechałam na studia. Pomimo że do tej pory nie mam pojęcia, jak udało mi się dotachać tę cegłóweczkę razem z całym moim pierwszym bagażem... Nie otworzyłam jej w Krakowie ani razu. </li>
<li><b>Odtrutka na optymizm </b>Petera Wattsa <b>- </b>właściwie zostały mi tylko dwa opowiadania, mam nadzieję, że równie wyśmienite, co poprzednie.</li>
<li><b>Maszyna różnicowa </b>Gibsona i Sterlinga <b>- </b>nie mam pojęcia, co się stało.</li>
<li><b>Maladie i inne opowiadania </b>Andrzeja Sapkowskiego - tutaj przeczytałam tylko poszczególne opowiadania, czas nadrobić resztę.</li>
<li><b>Opowieści ze świata Wiedźmina -</b> w tym przypadku nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Opowiadania poczytam sobie przy okazji wizyty w domu, jeśli akurat będę miała humor.</li>
<li>Anna Brzezińska <b>- Opowieści z Wilżyńskiej Doliny - </b>jeden z pierwszych krakowskich zakupów. Przeleciałam przez kilka pierwszych opowiadań i na tym się skończyło. Podobnie jak w przypadku <i>Wiedźmy z Wilżyńskiej Doliny</i>, którą czytałam rok wcześniej, ale niestety tej książki nie posiadam w swojej biblioteczce.</li>
<li><b>Kongres futurologiczny </b>Stanisława Lema był lekturą poleconą mi przez znajomego na gorszy dzień. Czytało się wyśmienicie, ale znów utknęłam gdzieś w połowie i przerzuciłam się na coś innego. Kiedy do niej wrócę, raczej rozpocznę czytanie od początku, taki skok w sam środek po półrocznej przerwie nie miałby większego sensu.</li>
<li>Tego samego autora <b>Bajki robotów</b>.</li>
<li><b>Konkwistadorzy diabła </b>Łukasza Dunaja, biografia Behemotha <b>- </b>jedyna pożyczona przeze mnie książka od baaaardzo długiego czasu. Na szczęście uzyskałam ją od osoby, która nie ma najmniejszego problemu z tym, że tomiszcze leży u mnie od października :)</li>
<li>Terry Pratchett <b>Kot w stanie czystym - </b>uzyskana drogą wymiany dóbr z siostrą, porzucona ze względu na inne, bardziej wciągające czytadła.</li>
<li>Jak widać, większość wymienionych przeze mnie pozycji to utwory dobre, albo nawet bardzo dobre, przerwane z innych powodów niż nikła przyjemność z lektury. Jedynym niedokończonym przeze mnie utworem, do którego NIE CHCĘ wracać, jest <b>Dziewięciu książąt Amberu</b>. Dawno żadna książka mnie tak nie skatowała. Pierwsze sto stron męczyłam kilka tygodni. Rzuciłam ją w kąt, potem podeszłam po raz drugi. Udało mi się jakimś cudem przebrnąć przez kolejne 50 stron. Chyba jeszcze nigdy nie porzuciłam tak cienkiej powieści. W dodatku 50 stron przed końcem.</li>
</ul>
<div>
Na szczęście wiele z moich grzechów stanowią tomy opowiadań. Dzięki temu nie będę miała problemów z powrotem w środek akcji. Jeśli chodzi o Hoddera <b>-</b> myślę że jakoś sobie poradzę po szybkim przypomnieniu pierwszej połowy. Z biografią Behemotha podobnie, ale już <i>Maszyna różnicowa </i>i <i>Kongres futurologiczny</i> na pewno będą wymagały kolejnej lektury całości. Przy <i>Frankensteinie - </i>mam nadzieję, że uda się wrócić do miejsca, w którym się pożegnaliśmy<i>.</i></div>
</div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Trochę zaskoczyła mnie ta lista. Nie wiedziałam, że jest tego aż tyle. A nie uwzględniłam wcale wszystkiego. Nie zawracałam sobie na razie głowy utworami porzuconymi więcej niż rok temu, ani takimi, których przeczytałam zaledwie kilka, kilkanaście stron. Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić zaległości. Obawiam się, że może być ciężko <b>-</b> plany wydawnicze MAGa kuszą, podobnie jak antykwariaty, Bonito i Dedalus...</div>
Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-28133065732186219422013-12-17T13:30:00.000-08:002016-05-09T05:25:40.605-07:00Gdzie ja się podziałam?<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Jak widać, na blogu od kilku miesięcy głucha cisza. Niekoniecznie ze względu na to, że o nim zapomniałam, a raczej dlatego że mój czas jest kradziony przez studia.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Moje czytelnicze tempo spadło drastycznie, od czasu ostatniego wrześniowego posta udało mi się przeczytać zaledwie kilka książek. Jeśli chodzi o moje nabytki tolkienowskie - przybyło ich kilka, ale brak mi zarówno aparatu, który został w domu rodzinnym, jak i czasu na regularne raporty.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Jedynym, na co nie mogę narzekać, są w miarę regularne i stosunkowo (jak na biedną studentkę) obfite nabytki książkowe. Po migracji z mniejszego miasta do, jak niektórzy mają w zwyczaju go określać, kulturalnej stolicy - Krakowa - uwolniłam się od pewnej sieciowej księgarni na rzecz dużo bardziej urozmaiconych i, co niezwykle istotne, bardziej opłacalnych sposobów zaopatrywania się w literaturę.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Dla własnej próżności - mały przegląd nabytków od początku roku akademickiego.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Niedługo po przyjeździe do Krakowa musiał nastąpić ten moment, moment wyruszenia na książkowe łowy. Swoje pierwsze kroki skierowałam do Dedalusa na Grodzkiej. Niestety wbrew moim rozbuchanym oczekiwaniom nie udało mi się natrafić na nic ciekawego. Dla pocieszenia wzięłam więc jeden z filmowych albumów o "Hobbicie" - co prawda nie jest to pozycja, za którą dałabym się pokroić, ale nie chciałam wracać z pustymi rękami, a albumik - jak to w Dedalusie - nie był drogi. Tak więc moim krakowskim debiutem stał się <b>Hobbit - przewodnik po filmie</b> autorstwa Briana Sibleya.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Niedługo potem złożyłam przypadkową wizytę w Matrasie. A ze była to przechadzka w towarzystwie nieocenionego dziadka - udało mi się załapać na <b> Lewiatana </b>Scotta Westerfielda. Książka, na którą miałam ochotę od dawna, leżała sobie na półce w promocji jako dodatek za złotówkę do pierwszej kupionej. A że dziadek akurat miał ochotę na zakupy - załapałam się na mojego "Lewiatana".</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Bardzo owocną okazała się wizyta w antykwariacie na Jabłonowskich. Znałam to miejsce jeszcze z wakacji, kiedy to udało mi się upolować tam dwa tomy "Przedksiężycowych" oraz książkę Lina Cartera, która była bohaterką mojego ostatniego posta. Tym razem, zdecydowanie zbyt szczodrze szafując własnym portfelem uzbroiłam się w:</span><br />
<ul>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">pierwsze wydanie <b>Koraliny </b>Gaimana</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Żmijową harfę </b>Anny Brzezińskiej - pierwszą wersję, tę z SuperNowej</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">tej samej autorki - <b>Opowieści z Wilżyńskiej Doliny</b></span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Mars </b>Rafała Kosika</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Kiedy Bóg zasypia </b>Rafała Dębskiego</span></li>
</ul>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Podliczywszy, ile będę musiała zapłacić za powyższe pozycje, pozostawiłam na półce <b>Bliznę </b>Chiny Mi<span style="background-color: white; line-height: 16px;">éville'a - czego pożałowałam zaraz po wyjściu z antykwariatu. Na szczęście wróciłam po nią kilka dni później. Swoją drogą - książka ta stała się powodem do drobnej sprzeczki ze znajomym blogerem ;P</span></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small; line-height: 16px;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><span style="background-color: white; line-height: 16px;">Jakiś czas później fantastycznym światkiem delikatnie wstrząsnęło ukazanie się </span><b style="line-height: 16px;">Sezonu burz </b><span style="background-color: white; line-height: 16px;">Sapkowskiego. Oczywiście nie mogłam sobie odpuścić tej pozycji, a przy wyszukiwaniu najlepszych ofert natrafiłam na bonito.pl, gdzie przy okazji 30% zniżki zaopatrzyłam się w kilka dodatkowych książek, czyli</span></span></div>
<div>
<ul>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Świat króla Artura. Maladie </b>Sapkowskiego</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Historię i fantastykę </b>Sapkowskiego i Beresia</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Ocean na końcu drogi </b>Gaimana</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">oraz <b>Potwory i krytyków </b>Tolkiena - czyli pierwszy godny uwagi krakowski <i>maszom</i></span></li>
</ul>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Kolejne zamówienia na Bonito przyniosły trzy z dawna wyczekiwane tomy:</span></div>
<div>
<ul>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Lód </b>Jacka Dukaja</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Koszmary i fantazje </b>H.P. Lovecrafta</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Upadek króla Artura </b>Tolkiena</span></li>
</ul>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Potem... Potem nie wytrzymałam. Od kilku lat czekałam na moment, kiedy na mojej półce pojawi się amberowy komplet Tolkiena, ten duży, czarny, w twardych oprawach. Już dłuższy czas brakowało mi tylko trzech tomów <b>Władcy Pierścieni</b>. Wielokrotnie kusiły mnie one w Dedalusie ceną prawie trzykrotnie niższą od okładkowej, ale zawsze jakoś odkładałam ten zakup na później. W końcu piąte wydanie tej samej powieści to nie jest zakup pierwszej potrzeby... Ale, jak już pisałam - nie wytrzymałam.</span></div>
</div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Kolejny, dosyć wyjątkowy, jak na mnie - ze względu na to, że zaopatrzyłam się w niego w empiku - zakup to <b>Wieki Światła </b>Iana R. MacLeoda. Był to nabytek w ramach uzupełniania braków z <i>Uczty wyobraźni.</i> "Wieki światła" są też teraz moją aktualną lekturą - staram się wynajdować na nie trochę czasu, kiedy mogę w stu procentach skupić się tylko na powieści, nie chcę czytać jej po łebkach.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Wizyta w rodzinnym mieście nie mogła obyć się bez rundki po znajomych antykwariatach. Pierwotny zamiar jedynie przywitania się z Panem Antykwariuszem oczywiście nie mógł się udać - z objazdu wróciłam z <b>Miastem szaleńców i świętych </b>Jeffa Vandermeera, <b>Opowieściami ze świata Wiedźmina, </b>małą antologią horroru <b>Dom bez powrotu</b> (złapałam tylko ze względu na nazwiska Gaimana i Pullmana; w rezultacie dostałam ją za darmo) oraz... <b>Władcą pierścieni </b>w trzech tomach. Tym razem było to trójkolorowe wydanie z Zysku z poprawioną wersją tłumaczenia Łozińskiego. Urocze.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">A jeszcze przed wyjazdem uszczęśliwiłam się <b>Kłamstwami Locke'a Lamory </b>Scotta Lyncha. Znów w Bonito.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Kolejne zakupy nie przyszły szybko, ale były za to niesamowicie satysfakcjonujące - udało mi się złapać na allegro dawno wyprzedany <b>Atlas chmur</b> Mitchella (wydanie UW) w cenie satysfakcjonującej, oraz... <b>Welin. </b>Nawet nie marzyłam, że przyjdzie mi to tak łatwo. "Welin", jako jedna z pierwszych pozycji z <i>Uczty wyobraźni </i>osiąga na allegro zawrotne ceny, jeszcze wyższe niż "Atlas chmur". Okolice 150 zł to standard. Ja szczęśliwie zapłaciłam za nią cenę trzykrotnie mniejszą - do tej pory nie wierzę, że leży u mnie na półce. Teraz tylko czekam na odpowiedni czas na zabranie się za utwór Duncana - jeśli wierzyć wszystkim naokoło, jest to lektura niezwykle wymagająca i potrafiąca zniechęcić - dlatego możliwe że poleży, oczekując na swą kolej, do wakacji, podobnie jak dukajowy "Lód".</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Zachwycona MacLeodowskimi "Wiekami światła" postanowiłam zamówić kolejną pozycję autora, jaką jest <b>Dom burz</b>. Zrobiłam to tym prędzej, że nakład zdaje się być na wyczerpaniu. Kilka godzin temu odebrałam przesyłkę, razem z "Chłopcami" Ćwieka i "Wołaniem kukułki" Galbraitha/Rowling - z tym, że dwie ostatnie pozycje to przesyłka dla, kolejno, siostry i dziadka.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Jeśli chodzi o kolejne plany - stos książek do przeczytania piętrzy się i grozi śmiercią poprzez zmiażdżenie półką we śnie, jednak moja pazerność nie zna granic - już ostrzę sobie pazurki na kolejne zakupy. Na samym początki kolejki stoją "Opowieści sieroty. W miastach monet i korzeni" Valente, "Światło" Harrisona, "Drood" Simmonsa i zbiorcze wydanie "Ziemiomorza" Le Guin.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
</div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-37297020199336682162013-09-17T01:46:00.000-07:002016-05-09T05:26:01.236-07:00Krakowski pasażer na gapę<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn0QmtMsYMDosBSjxwBUebIFAc0LmUnG2a_dgO0BXX4v1V25kJ8g_jysnWBZfstqHAV9JQVuDmU1yGJsWrKjf8LnxZhwRKJfe4GCO9zIm6pk52iw2MQDkeJeG50EKqsM_LMeCZC0Fn5Go/s1600/LEMY+003.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn0QmtMsYMDosBSjxwBUebIFAc0LmUnG2a_dgO0BXX4v1V25kJ8g_jysnWBZfstqHAV9JQVuDmU1yGJsWrKjf8LnxZhwRKJfe4GCO9zIm6pk52iw2MQDkeJeG50EKqsM_LMeCZC0Fn5Go/s320/LEMY+003.jpg" width="204" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Autor: Lin Carter<br />
Tytuł: Tolkien: Świat "Władcy Pierścieni"<br />
Przekład: Agnieszka Sylwanowicz<br />
Wydawnictwo: ISKRY, Warszawa, 2003</td></tr>
</tbody></table>
Z wyprawy do Krakowa, dosyć niespodziewanie przywiozłam ze sobą małego pasażera. Choć po nieznanych mi krakowskich uliczkach pędziłam w niemałym pośpiechu, co jakiś czas gubiąc drogę, znalazłam, a właściwie ukradłam trochę czasu, aby zaglądnąć do małego antykwariatu, na który natknęłam się przy ulicy Jabłonowskich. A kiedy już się tam zapodziałam, umykałam w pośpiechu, nie uniknąwszy jednak niespodziewanego ataku na mój portfel, którego efektem jest obecność w mojej biblioteczce, między innymi, takiej oto książeczki.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Jako że jest to pozycja niewielka - niewiele ponad 200 stron - przez prawie 3/4 przebrnęłam w busie na 160 kilometrowej trasie. Co prawda ominęłam większość fragmentów zawierających streszczenia "Władcy Pierścieni' i 'Hobbita", ale, mimo wszystko, nie sądzę, żebym straciła wiele z lektury.<br />
<br />
Jak udało mi się dowiedzieć, książka Lina Cartera jest jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą, podejmującą temat życia i twórczości J.R.R. Tolkiena. Po samej treści nie jest trudno zorientować się, że musiała powstać jeszcze za życia autora "Hobbita". Dużą przyjemność sprawił mi fakt, że podczas pisania Lin Carter nie znał (i nie mógł znać) tego, co wyjaśniono nam wydając "Silmarillion". Niesamowicie ciekawie obserwowało mi się pewne dociekiwania, jakie z pasją snuje autor - między innymi możemy poznać pewne interesujące, choć, przy stanie dzisiejszej wiedzy, całkowicie błędne, domysły na temat natury Gandalfa czy pochodzenia niektórych imion i nazw.<br />
<br />
Choć niektóre fragmenty mogą nużyć czytelnika nastawionego głównie na informacje o twórczości Tolkiena, a nie zainteresowanego ogólniejszą historią literatury, nie sposób nie docenić wiedzy i zaangażowania autora. Przez dużą część książki dostajemy bowiem dokładną analizę literatury i gatunków mających wpływ na kształt utworów Profesora z Oxfordu a także na ogólny kształt wczesnej, jak i również współczesnej, fantastyki.<br />
<br />
Z biegiem tekstu autor zdobywał coraz więcej mojego podziwu i szacunku. Okazuje się bowiem, że to człowiek, który jako pierwszy dopatrzył się wielu źródeł i inspiracji Twórcy Śródziemia. Ślęcząc nad książkami i starymi skandynawskimi opowieściami, które ukochał pewnie nie mniej niż sam Tolkien, odkrył pochodzenie imion krasnoludów czy Gandalfa, nie mając do dyspozycji wyszukiwarki internetowej ani wcześniejszych prac innych tolkienistów.<br />
<br />
Książka to, choć może nie dostarczająca nam nowych potężnych pokładów wiedzy, to, niewątpliwie, interesująca. A u takiego tolkienowego chomika jak ja, z pewnością nie mogło zabraknąć jej na mojej specjalnej półeczce.<br />
<br />
<br />Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-26400167531876777262013-09-10T01:39:00.000-07:002013-09-17T01:48:08.389-07:00"Gra Endera" Orsona Scotta Carda<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbFlsIhrRM2tS43P8O_TIUanoIVWXCkEWUtswwPYegT7fOIa6K5tK3FfjKXpWPrvAouNrLMeXnyBmJK3ZMcfMbaSX5K5MGSgfoBaj6sO-bnzVBM6d0ljsKjM1rGGKOMF9I_9a1KGrcLTs/s1600/gra.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbFlsIhrRM2tS43P8O_TIUanoIVWXCkEWUtswwPYegT7fOIa6K5tK3FfjKXpWPrvAouNrLMeXnyBmJK3ZMcfMbaSX5K5MGSgfoBaj6sO-bnzVBM6d0ljsKjM1rGGKOMF9I_9a1KGrcLTs/s320/gra.JPG" width="221" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Autor: Orson Scott Card<br />
Tytuł: Gra Endera<br />
Przełożył: Piotr W. Cholewa<br />
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka<br />
Warszawa 1996<br />
7/10</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
Podejrzewam, że dla osoby, która nigdy nie miała do
czynienia z fantastyką naukową, „pierwszy kontakt” ma wielkie szanse być tym
nieudanym. Jeśli potencjalny czytelnik sięgnie po powieść zbyt ciężką, mocno
naukową, przesyconą ciężkostrawnymi terminami, a w dodatku śmiertelnie poważną
– niezależnie od wartości utworu może sparzyć się i zniechęcić do tego
podgatunku fantastyki.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Pomimo tego że „Gra Endera” moim pierwszym spotkaniem ze
science fiction nie jest (choć jednym z pierwszych już owszem), to myślę że
śmiało na taki mogła by się nadawać.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Ender Wiggin to sześcioletni, niezwykle utalentowany
chłopiec o ilorazie inteligencji znacznie przekraczający ten przeciętnie
spotykany u innych ludzi. W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa
zagrażającego Ziemi, zostaje wytypowany do szkolenia mającego przygotować go na
dowództwo w starciu z Robalami – nieobliczalnymi stworzeniami z Kosmosu, które
uprzednio dwukrotnie dokonały inwazji na Planetę Ludzi.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Na początku lektury niektórych wymagających czytelników
irytować może „syndrom genialnego dziecka”, jaki łatwo zdiagnozować u Endera – niemal
każdy pomysł, na jaki chłopiec wpadnie, jest tym trafnym, każda strategia, jaką
stosuje – skuteczną, a każda gra – zwyciężoną. Jednak po jakimś czasie można
zorientować się, że prawdziwe problemy, na które napotyka niespełna
dziesięcioletnie dziecko, to te zupełnie odmiennej natury. Łatwo bowiem
wyobrazić sobie, że genialny sześcio- czy siedmiolatek całkowicie oderwany od
rodziny, przyjaciół, a przede wszystkim zwyczajnego, ziemskiego środowiska –
nawet odnosząc pasmo sukcesów życiu szkolnym – nie prowadzi życia które
stanowiło by dla niego apogeum szczęścia.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Powieść wydaje się być stworzoną dla tych, których nudzą
rozwlekłe opisy i leniwie tocząca się akcja. Zanim bowiem zorientujemy się, że
w powieści minął dzień lub nawet tydzień, okazuje się, że nasz bohater zdobył
już kilkumiesięczne doświadczenie w Szkole Bojowej, a niedługo później
Valentinę, siostra Endera, obchodzi na Ziemi jego kolejne urodziny. Mamy więc
do czynienia z autorem nie lubiącym lania wody i skupiania się na nieistotnych
sytuacjach i szczegółach. Razem z kilkuletnim chłopcem pędzimy przez szkolenie
w, nomen omen, kosmicznym tempie.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Podobnie jest z językiem utworu – nie nastręcza on czytelnikowi
żadnych trudności, pozwala na swobodne brnięcie przez kartki w każdej niemal
sytuacji – sama pierwsze 100 stron „Gry...” pokonałam z przyjemnością podczas dwu-trzygodzinnej
podróży busem. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Taka jest więc to książka – lekka, nieskomplikowana,
niepozbawiona jednak pewnej powagi i refleksji. Smaczkiem może być fakt, że
była ona pisana w latach 80, kiedy mapa Europy wyglądała zupełnie inaczej niż
dzisiaj - oprócz wizji przyszłości mamy więc też wyobrażenie tego, jak świat
mógłby wyglądać, gdyby nie przemiany przełomu lat 80 i 90. A choć mam wrażenie,
że przeczytawszy ją kilka lat wcześniej, w wieku nastoletnim, mogłabym czerpać
z niej nieco więcej rozrywki, to nawet teraz świetnie nadaje się na sprawiającą
dużo przyjemności lekturę.</div>
Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-91663818623599967322013-09-09T06:49:00.002-07:002013-09-09T07:06:05.372-07:00Hobbit jak malowany<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFWltRoYKjVthOEGp63OFch7jv0hrtP9ZMhjcXbQwyB_lnNfFF2ZlB-_Vx2tXFukYtFy580RUylXd9zsL-MO3tIOvjpu7ktZ9UpmLgZwhILOQuYbk3XDjJXNJqiiBcXhWno7DT52ZPCn8/s1600/Malarstwoi+grafika+001.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFWltRoYKjVthOEGp63OFch7jv0hrtP9ZMhjcXbQwyB_lnNfFF2ZlB-_Vx2tXFukYtFy580RUylXd9zsL-MO3tIOvjpu7ktZ9UpmLgZwhILOQuYbk3XDjJXNJqiiBcXhWno7DT52ZPCn8/s320/Malarstwoi+grafika+001.jpg" width="313" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Autorzy: Wayne G. Hammond i Christina Scull<br />
Tytuł: "Hobbit" w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena<br />
Tłumaczenie: Ryszard "Galadhorn" Derdziński<br />
Wydawnictwo: Amber<br />
Data wydania: 2012</td></tr>
</tbody></table>
Jak wspominałam jakiś czas temu, w kolejnym maszomowym (czyli takim, który tyczy się moich maszomów - wszystkich tolkienowych skarbów) poście miałam opisać pierwszy powód, dla którego moja przepełniona już do granic możliwości zaczęła strajkować.<br />
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiA8IZ7497wtNOAvXgnF-T1FhY3IS8pJsziwvEcF2q2acFx882ljbJnWYHr8v5LqsFz7DSqsbIqGQ9zzujcrtbTVx4pkllhwPp6Z1kBuSJUfBx3M7y8ipyq8xcUip7zeYFHK13rw278lSA/s1600/Malarstwoi+grafika+002.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiA8IZ7497wtNOAvXgnF-T1FhY3IS8pJsziwvEcF2q2acFx882ljbJnWYHr8v5LqsFz7DSqsbIqGQ9zzujcrtbTVx4pkllhwPp6Z1kBuSJUfBx3M7y8ipyq8xcUip7zeYFHK13rw278lSA/s320/Malarstwoi+grafika+002.jpg" width="319" /></a>Jakiś czas temu w moje spragnione łapki została dostarczona duża i ciężka paczka. Jej rozmiary były dla mnie dość zaskakujące, gdyż, sądząc po podanej ilości stron, spodziewałam się że album o którym mowa jest nieco mniejszy. Jeszcze bardziej rozdziawiłam usta, kiedy zobaczyłam, że znajoma mi z pierwszego wydania okładka jest tak naprawdę etui kryjącym nieco inny rysunek.<br />
<br />
<br />
<br />
Album "Hobbit w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena" był czymś, czego brakowało mi podczas lektury pewnych fragmentów "Listów", kiedy to musiałam zatrzymywać się co parę zdań, aby wyszukać w goglach obrazek, o którym mowa w korespondencji Tolkiena z wydawcą. Wcześniej nie posiadałam żadnej książki zawierającej autorskie ilustracje Profesora, co sprawiło, że zauroczona kolorowymi rysunkami, które co raz migały mi w czeluściach Internetu, postanowiłam je wydrukować i uzupełnić nimi jednego z moich "Hobbitów" - akurat padło na czerwone wydanie z Iskier - oczywiście bez użycia kleju czy tym podobnego bluźnierstwa, a po prostu wkładając je w odpowiednich miejscach pomiędzy kartki. Co prawda efekt nie był powalający - moja drukarka nie pozwoliła cieszyć mi się w pełni ślicznymi kolorami oryginałów, jednak zawsze było to więcej niż nic. Ale teraz mogę zachwycać swoje oczy pięknymi, wielkimi reprodukcjami, wedle zapewnień wydawców skopiowanymi tak, by możliwie jak najwierniej oddawały wygląd prawdziwych rysunków Mistrza.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg11M8QiMUdzgO_5SLLvk5siVtjOfWej8MqYLEeIuU4kxey5fpQLnTkklNMmHQ6aO_0x8bLqYHd5jUy5y9veNjwXyNoIMJuE3NIwpnjRPt2sX2z710KiUdbALEA5bN9oUVuM95Ezc06RCs/s1600/Malarstwoi+grafika+008.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg11M8QiMUdzgO_5SLLvk5siVtjOfWej8MqYLEeIuU4kxey5fpQLnTkklNMmHQ6aO_0x8bLqYHd5jUy5y9veNjwXyNoIMJuE3NIwpnjRPt2sX2z710KiUdbALEA5bN9oUVuM95Ezc06RCs/s320/Malarstwoi+grafika+008.jpg" width="250" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Oprócz tych powszechnie znanych ilustracji, które kojarzy pewnie każdy fan twórczości Tolkiena, znajdujemy tu także wiele szkiców, niektórych składających się zaledwie z kilku kresek ołówkiem, a także obrazki niepublikowane, czy inne wersje tych znajdujących się w książkach. Dzięki temu możemy prześledzić drogę, jaką przebyły wyobrażenia autora, by w końcu ukształtować finalny efekt oraz ostateczny kształt jaki znamy dzisiaj.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKA59R2xEIc5fqIMdezpxsHUPuHjK6UvXH9aCE3GN3OU4u6_yIZxU0BM7zvhcmGU2Bkt0WUZb1yeHHxoZWuSJpn2TnzlelXWzdyDk9ATaub3TAoW9PJy9wnLuFh5L94cvnirZsZsU5NZE/s1600/Malarstwoi+grafika+007.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKA59R2xEIc5fqIMdezpxsHUPuHjK6UvXH9aCE3GN3OU4u6_yIZxU0BM7zvhcmGU2Bkt0WUZb1yeHHxoZWuSJpn2TnzlelXWzdyDk9ATaub3TAoW9PJy9wnLuFh5L94cvnirZsZsU5NZE/s320/Malarstwoi+grafika+007.jpg" width="253" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Obok samych ilustracji, wcale nie rzadko, natknąć możemy się także na inne elementy twórczości autora - kaligrafię, różne wersje map, ornamenty, runy oraz projekty pierwszych okładek "Hobbita".<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgR9-RMiITC18-u_fK4syMdJOFc1Qw9ljsNJzYVozSnYBpN83LEuMsjudvMu2IZ-vmZqcE8i6wLrjXcixpHRfUzbkfg-1nkS4T82vIcR0y7ZwaHqTrfl0UW-UietuBemoSDYITBlGySwOE/s1600/Malarstwoi+grafika+006.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="218" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgR9-RMiITC18-u_fK4syMdJOFc1Qw9ljsNJzYVozSnYBpN83LEuMsjudvMu2IZ-vmZqcE8i6wLrjXcixpHRfUzbkfg-1nkS4T82vIcR0y7ZwaHqTrfl0UW-UietuBemoSDYITBlGySwOE/s320/Malarstwoi+grafika+006.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Wszystkie elementy grafiki i malarstwa zostały dość dokładnie opisane przez autorów, możemy dowiedzieć się więc coś na temat historii ich powstania, miejsca publikacji (o ile taka zaistniała), a także prześledzić zaznaczone w tekście różnice pomiędzy poszczególnymi wersjami rysunków.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhObMuCx3R6JWwqjJpaIkcnnkIASBA0_9-812Z79rM5Jl1YL20wL71ygrIQeEE7IWyQJVx03IYaS6txmOTA8wDyadaUM-T9LmZf7J1dsGUB_1kzzJCE4UxqwADIgIxmoEY4c3VY7lrFLsc/s1600/Malarstwoi+grafika+003.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhObMuCx3R6JWwqjJpaIkcnnkIASBA0_9-812Z79rM5Jl1YL20wL71ygrIQeEE7IWyQJVx03IYaS6txmOTA8wDyadaUM-T9LmZf7J1dsGUB_1kzzJCE4UxqwADIgIxmoEY4c3VY7lrFLsc/s320/Malarstwoi+grafika+003.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Dzięki temu albumowi uświadczam się w przekonaniu, że Tolkien, czyli autor, do którego mój sentyment od lat nie tylko nie maleje, ale wręcz rośnie, był prawdziwym artystą - nie tylko człowiekiem o niesamowitej wyobraźni, pisarzem zdolnym poruszyć serca milionów ludzi, poetą, nieprzeciętnie zdolnym lingwistą, znawcą literatury, wykładowcą potrafiącym zafascynować swoich słuchaczy, ale także sprawnym ilustratorem. Jego rysunki, choć niepozbawione drobnych defektów obnażających ograniczone możliwości pędzla Tolkiena, stanowią dziełka pełne uroku, niebanalne i wspaniale oddające klimat świata "Hobbita". I pomimo że w późniejszym czasie wielu przedstawiało swoje wyobrażenia Śródziemia, to właśnie wizja autorska jest tą, którą najlepiej kojarzymy z wyprawą Bilba i krasnoludów. Pozostaje mi tylko żałować, że oryginalne pierwsze wydanie zawierające kilka z tych małych dziełek sztuki pozostaje na razie poza moim zasięgiem. Bowiem 20 000 funtów to odrobinę za wiele jak na moje obecne fundusze:)Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-36998032112013064972013-08-21T04:12:00.000-07:002013-08-21T04:32:27.987-07:00Z całkiem innej beczki - "Cień Wiatru" Carlosa Ruiza Zafona<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibSab0Ov9jToZ7OUcTtCQsRibfw2bXJ7X8kmP8ZRhTigLKzBIISODhrey8NFB_fir42g4A2qvws5MrNrAludjtKNTgmti6Gr_g9gOq4IsWWy7J__f4rmvg4iXaMC98G-KNqWYrx_0FkBE/s1600/CIe%C5%84+wiatru.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibSab0Ov9jToZ7OUcTtCQsRibfw2bXJ7X8kmP8ZRhTigLKzBIISODhrey8NFB_fir42g4A2qvws5MrNrAludjtKNTgmti6Gr_g9gOq4IsWWy7J__f4rmvg4iXaMC98G-KNqWYrx_0FkBE/s320/CIe%C5%84+wiatru.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Autor: <b>Carlos Ruiz Zafón</b><br />
Tytuł: <b>Cień wiatru</b><br />
Wydawnictwo: <b>MUZA</b><br />
Tłumaczenie: <b>Beata Fabjańska-Potapczuk,<br />Carlos Marrodan Casas</b><br />
Data wydania: <b>2005</b></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
Kiedy ktoś mówi o książce, że była "piękna" lub
"magiczna" - zazwyczaj znaczy to tyle co nic.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W tym przypadku jednak są to pierwsze słowa, jakie cisną mi
się na usta, a co więcej, słowa oddające klimat powieści niemal idealnie. Nawet
po przemyśleniu jak płytko i banalnie brzmią - nie jestem w stanie zmienić
zdania, że to właśnie ich powinnam użyć do opisania „Cienia wiatru” Carlosa
Ruiza Zafona. Mając na względzie to, że określenia nie mówią właściwie nic,
powinnam chyba jakoś usprawiedliwić swój wybór – co więc jest w tej powieści
tak „pięknego” czy „magicznego”? </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Odpowiedź jest prosta – Barcelona. Miasto stanowiące tło dla
rozgrywającej się historii, choć nie zawsze idylliczne, nawet pomimo powojennej
atmosfery czaruje czytelnika, zmieniając w jego oczach swoje wady w zalety. Na
kartach powieści najciemniejsze, najbrudniejsze zaułki, zamiast odpychać
sprawiają wrażenie miejsc posiadających własne tajemnice, zapraszających do ich
odgadnięcia. Wrażenie to potęguje się, kiedy spojrzymy na okraszające tekst fotografie
znanego hiszpańskiego artysty Francesco Catala-Roki. Pomimo iż niezwiązane
bezpośrednio z akcją powieści, pozwalają jeszcze mocniej wczuć się, a nawet
„wsiąknąć” w realia utworu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Można by powiedzieć, że zaczynam opisywanie książki od końca
– zamiast opowiedzieć o bohaterach, zabieram się do tła powieści. Moim zdaniem
jednak nie jest to błąd, gdyż dla mnie sedno utworu stanowiły nie postacie, nie
wydarzenia, ale sceneria, w jakiej zostały one umieszczone. Jak to określił mój
dziadek – „Czytałem tę książkę nie dla akcji, ale po to, żeby przypomnieć sobie
te kilka dni w Barcelonie”.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Mimo wszystko powinnam jednak powiedzieć parę słów o tych,
bez których (mimo wszystko) powieści by nie było.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Głównym bohaterem utworu jest Daniel Sempere – na początku dziesięcioletni,
pod koniec powieści nieco starszy syn księgarza, właściciela antykwariatu
„Sempere i synowie”. Osierocony przez matkę chłopak zostaje pewnego dnia
zaprowadzony przez ojca do magi... przepraszam, znów to słowo pcha mi się pod
palce. A więc, Daniel zostaje zaprowadzony do tajemniczego miejsca, zwanego
Cmentarzem Zapomnianych Książek, gdzie natrafia na powieść, która niedługo na
zawsze ma odmienić jego życie... Zaczyna się baśniowo, lecz z biegiem stron tak
pięknie już nie jest. Oczywiście, jeśli przyjąć tę wersję, że w baśniach
wszystko jest tak proste i kolorowe... Młody chłopak rozpoczyna wieloletnią
wędrówkę ulicami Barcelony, która staje się zarówno pościgiem jak i ucieczką.
Co więcej, Daniel, oprócz miłości, śmierci, tragedii ludzkich, zapomnianych
historii opowiadanych w ciemnościach, spotyka... postać która uciekła z kart
ukochanej przez niego powieści.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Oprócz Daniela i jego ojca w powieści natknąć możemy się na
całą gamę różnobarwnych postaci, z których warto wspomnieć mojego ulubionego
Fermina – człowieka orkiestrę, postać z przeszłością, która pomimo nie odstępującego
jej nigdy cienia dawnej tragedii, co kilkanaście stron rozbawiała mnie do łez.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Kiedy przebrniemy już przez „piękne” i „magiczne” istnieje
jeszcze cała gama innych, do bólu wytartych przymiotników (takich jak
"smutne", "wzruszające"), o których można by wspomnieć,
lecz przywołanie ich mogłoby wywołać niezwłoczne mdłości i utratę
zainteresowania czytelnika.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Jednym z nich, trochę mniej pochlebnym, będzie słówko
"przewidywalna". Tak - zakończenie poszczególnych wątków "Cienia
wiatru", pomimo tego, że historia sama w sobie jest fascynująca i w jakiś
sposób pociągająca, nie jest czymś szczególnie trudnym do odgadnięcia. Lecz,
nawet mając świadomość takiego stanu rzeczy od mniej więcej jednej trzeciej
lektury - w utworze zagłębiałam się z niczym niezmąconą przyjemnością.
Historia, choć niezbyt zaskakująca, porwała mnie na równi z klimatem miasta, który
sprawił, że zaczęłam marzyć o chociaż krótkiej przechadzce ulicami tego miasta.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Co takiego ukrył więc autor pomiędzy uliczkami powojennej
Barcelony, że powieść tak bardzo przyciąga i kradnie serce czytelnika od
pierwszych stron? Jeśli nie jest to oryginalna i nie przewidywalna fabuła - to
co? Na to pytanie odpowiedziałam już na początku. Klimat miasta, który jest –
tak, piękny i magiczny.</div>
Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-28520651353020534572013-08-20T12:30:00.002-07:002013-08-21T00:54:46.004-07:00Powrót z Bestią na półce<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wracam po dość długiej przerwie, zaburzając tym samym chronologiczną kolejność prezentowanych skarbów.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Bodziec do podjęcia prowadzenia bloga na nowo jest niemały, ma bowiem dość znaczne rozmiary (i wagę). Zastukał dzisiaj do moich drzwi razem z panem kurierem dosyć niespodziewanie, ponieważ spodziewałam się raczej listonosza o poranku.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG68Rz03x9y4xAsRF_vQk_3Z03Zrc-zSe_9bvjFj5yGweGZQEcMfHbBYtmR9G20wsSrz6aksHmdzxMCNgczsQyqTGGJLXlQPGamhtWxCKpG1u1eoYD57qZ0qkw1iJWQSKX-C23XiCsO7s/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+058.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG68Rz03x9y4xAsRF_vQk_3Z03Zrc-zSe_9bvjFj5yGweGZQEcMfHbBYtmR9G20wsSrz6aksHmdzxMCNgczsQyqTGGJLXlQPGamhtWxCKpG1u1eoYD57qZ0qkw1iJWQSKX-C23XiCsO7s/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+058.jpg" width="261" /></span></a></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Zysk i S-ka, Poznań 2001</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Tłumaczenie - Renata Giedrojć, Joanna Kokot, Jakub Zdzisław Lichański</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Ilustracje - Ian Miller, Michael Foreman, Allan Curless, Lidia Postma, John Blanche, Pauline Martin, Sue Porter, Linda Garland, Jaroslav Bradac, Victor Ambrus, John Davis</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;"><br /></span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">W posiadanie "Bestiariusza" weszłam bardzo szczęśliwie, bo trzymając już kursor na przycisku zamówienia na stronie wydawnictwa (<a href="http://www.sklep.zysk.com.pl/bestiariusz-tolkienowski.html">http://www.sklep.zysk.com.pl/bestiariusz-tolkienowski.html</a>), postanowiłam jeszcze raz zerknąć z ciekawości na Allegro. Jako że jest to książka dosyć poszukiwana przez Tolkienistów (na stronie Zysku wyprzedawane są ostatnie, podniszczone egzemplarze), nie spodziewałam się niczego, a jeśli już to aukcji z niekonkurencyjną ceną. Niesamowicie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam mój upragniony bestiariusz za całe... 9 złotych.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Mój egzemplarz posiada co prawda małe defekty, takie jak drobne podniszczenia obwoluty i okładki, jednak w środku zdaje się być nietknięty. A oglądać co jest właśnie wewnątrz.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ3X2VZMAz0_i_X-poxgiRZ3lsMStayxyRxAzjEVBbPU_rS2tL6JGkO98sM3rJE64sEk4T-n0BjZ0I0ScDwfD5CcO0wLEg2fFZPsO-8seUarheux9Q3gs9u-ev4nTp6MIeiep8TnBXu3M/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+060.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ3X2VZMAz0_i_X-poxgiRZ3lsMStayxyRxAzjEVBbPU_rS2tL6JGkO98sM3rJE64sEk4T-n0BjZ0I0ScDwfD5CcO0wLEg2fFZPsO-8seUarheux9Q3gs9u-ev4nTp6MIeiep8TnBXu3M/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+060.jpg" width="320" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Mapa Alana Curlessa</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Każda strona "Bestiariusza Tolkienowskiego" prezentuje się pięknie, rzadko kiedy uświadczymy taką, która nie zawiera żadnych ilustracji.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMlGoj-6rcHedsz91ekg5IqKjan7GczrKrivokuPDnU9cyWZXDdQKcXSwNV42QyfTmlg9HGroS5iCoWKdQB0AZzuiV6PfHTJXM_IXbDSq-RR81Fx1WrFki4wDy1e4W6Nv3PRpDD2zxZ5U/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+066.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="267" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMlGoj-6rcHedsz91ekg5IqKjan7GczrKrivokuPDnU9cyWZXDdQKcXSwNV42QyfTmlg9HGroS5iCoWKdQB0AZzuiV6PfHTJXM_IXbDSq-RR81Fx1WrFki4wDy1e4W6Nv3PRpDD2zxZ5U/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+066.jpg" width="320" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Dwójka sympatycznych hobbitów autorstwa Lidii Postmy</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Czy to szkice roślin, czy to postacie, stworzenia, krajobrazy, mapy, przy każdym czarno-białym rysunku warto zatrzymać się chociaż na moment, nawet jeśli nie każdy z nich zachwyca lub przypada do gustu. Ponadto na środkowych stronach znajdujemy 36 kolorowych ilustracji różnego autorstwa. Ta różnorodność pozwala na poznanie Ardy oczami wielu różnych artystów, z których każdy posiada własny styl, technikę, oraz, co najważniejsze - własną wyobraźnię.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF3RxxXVVN0ZQNyzZG-ZC8cF-sDFgRIp1DXXG_xxny49yJS1Nfc9U-dnt_A1gY7V1wUV6ZpDZF-y-dZx0BUqMGSq60i4BhSwL5cUi1LXjbzB770H46yeHj-ZN_eW0lEpaKIQZVLDagjxc/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+067.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF3RxxXVVN0ZQNyzZG-ZC8cF-sDFgRIp1DXXG_xxny49yJS1Nfc9U-dnt_A1gY7V1wUV6ZpDZF-y-dZx0BUqMGSq60i4BhSwL5cUi1LXjbzB770H46yeHj-ZN_eW0lEpaKIQZVLDagjxc/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+067.jpg" width="265" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kawałek Menegroth (Linda Garland)</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Już sama okładka (i obwoluta) zapowiada, że możemy mieć do czynienia z dosyć niekonwencjonalnym podejściem do tematyki tolkienowskiej. Zaprezentowanego smoka ciężko nazwać "zwyczajnym". Podobnie jak tego:</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh5ZBIRFF2UrWJCbaAAsV2l-IsIsL8HPNDZAPJwAk4ZQI-5VfP4pzDCw3pduO0o55PMEoQdqI7TlPeJj7oDYmiCl6CdPpvGPKUo8XNNZFvV7azLKOdJZyQGRRodyxvMuAjsKN7tgUnVpo/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+080.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="274" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh5ZBIRFF2UrWJCbaAAsV2l-IsIsL8HPNDZAPJwAk4ZQI-5VfP4pzDCw3pduO0o55PMEoQdqI7TlPeJj7oDYmiCl6CdPpvGPKUo8XNNZFvV7azLKOdJZyQGRRodyxvMuAjsKN7tgUnVpo/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+080.jpg" width="320" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">John Davis</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Bardzo przypadli mi do gustu Czarni Jeźdźcy na, z jednaj strony, dość konwencjonalnym, z innej zupełnie "nietolkienowym", rysunku.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdkEFnGFobqTifipznRUKckS7ngNjXGoW49XWc6-AuITs4mnE_7P4aFPvXEO9ENN_DUvZAYX7J_KjZnDfcvgmZ8RgqBtTdMf3utHxaM9UH3X0cgD6x6O-HqSOrAWNhnzvxy3a4E5yKYyw/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+078.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdkEFnGFobqTifipznRUKckS7ngNjXGoW49XWc6-AuITs4mnE_7P4aFPvXEO9ENN_DUvZAYX7J_KjZnDfcvgmZ8RgqBtTdMf3utHxaM9UH3X0cgD6x6O-HqSOrAWNhnzvxy3a4E5yKYyw/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+078.jpg" width="320" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Allan Curless</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Jeśli chodzi o treść poszczególnych haseł - są one ułożone alfabetycznie, nie tematycznie. Na razie przebrnęłam dopiero przez literę "A", ale nie sądzę, żeby była to lektura do "czytania", lecz raczej do dawkowania w małych ilościach, od czasu do czasu. Na razie jednak nie mogę oprzeć się urokowi ilustracji i pochłaniam je wzrokiem razem z tekstem.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqyqA-nlXG2haa6EAG0JHXdtJpzxERNBcJ2Q3Us-wx5BfLFkkOwh0cWuF5_q5G-i3wGgvul6g6QYXfDTUSGOy50NZQY6oyHQMea3OnjBabHNso_r-9OhAqrFD3Sp4QSeiDxvlIM5ikSi0/s1600/Zdj%C4%99cia+dziwne+069.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="201" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqyqA-nlXG2haa6EAG0JHXdtJpzxERNBcJ2Q3Us-wx5BfLFkkOwh0cWuF5_q5G-i3wGgvul6g6QYXfDTUSGOy50NZQY6oyHQMea3OnjBabHNso_r-9OhAqrFD3Sp4QSeiDxvlIM5ikSi0/s320/Zdj%C4%99cia+dziwne+069.jpg" width="320" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Upadek Numenoru oczami Johna Blanche</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Oprócz samych haseł z wyjaśnieniami możemy znaleźć tu też tablice chronologiczne oraz drzewa genealogiczne elfów i ludzi.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">"Bestiariusz tolkienowski" to niewątpliwie jeden z piękniejszych skarbów znajdujących się w moim posiadaniu. Teraz muszę tylko... znaleźć jakieś honorowe miejsce, bo na specjalnej tolkienowej półce już się nie zmieści. Jest to już drugi taki przypadek, a o pierwszej przyczynie braku metrażu napiszę pewnie kolejnym razem:)</span>Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-77298985518362470022013-07-19T00:44:00.003-07:002013-09-09T07:03:34.923-07:00Z innej bajki<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Dzisiaj kolejny skarb z tych, które czekały na swój czas wiele lat, zakurzone gdzieś na półkach u dziadka. Nawet po tym, kiedy już dostałam "Silmarillion" w swoje ręce, musiał on przeleżeć jeszcze trochę na moim regale. Bo choć próbowałam - zdecydowanie nie była to lektura dla dziesięciolatki.</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFJfdsq76zlPw3f9mVEM_npaoMhCuYAtUHKxyX805n4Z-81qvtXR_KDdJvnJIQYQpVaZe7EY7siiVaUPMsjKGkOXXC4SWgptLqXCHOm2ueJ-D381SOaDkR5I5qlR9lJNNLnBEdUTlcsK8/s1600/Sil+001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFJfdsq76zlPw3f9mVEM_npaoMhCuYAtUHKxyX805n4Z-81qvtXR_KDdJvnJIQYQpVaZe7EY7siiVaUPMsjKGkOXXC4SWgptLqXCHOm2ueJ-D381SOaDkR5I5qlR9lJNNLnBEdUTlcsK8/s320/Sil+001.jpg" width="224" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Czytelnik, Warszawa 1985,</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">Tłumaczenie - Maria Skibniewska</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="font-size: x-small;">Ilustracja na obwolucie i wyklejki - </span><span style="font-size: x-small; line-height: 1.2em;">Stasys Eidrigevičius</span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="line-height: 1.2em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="line-height: 15.59375px;">Już na pierwszy rzut oka książka prezentuje się dość osobliwie. Czym jest obiekt przedstawiony na obwolucie - można zgadywać. Ale w jaki sposób pasuje on do treści - to już bardziej karkołomne zadanie. Jedynym, co przychodzi mi do głowy jest koncepcja, że to Elwinga, która, według legendy, zamieniona w ptaka, podarowała jeden z Silmarili swemu mężowi - </span><span style="background-color: white; line-height: 19.1875px;">Eärendilowi.</span></span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm_p09sBYrMWSC_yWded41wN6_Iy8pnikxlAX9xOiQQm36e6gwDEF5zhsp1apY8sz2MVEtPtKLa__sNilZ510iBmoiY7MX56G3GetH_9zbYfIJsWKTODMZ1tpT6GS_lgG8ygFvRm6y5MM/s1600/Sil+002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="209" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm_p09sBYrMWSC_yWded41wN6_Iy8pnikxlAX9xOiQQm36e6gwDEF5zhsp1apY8sz2MVEtPtKLa__sNilZ510iBmoiY7MX56G3GetH_9zbYfIJsWKTODMZ1tpT6GS_lgG8ygFvRm6y5MM/s320/Sil+002.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Podobnie sprawa ma się z wyklejkami. Choć według mnie są one niezwykle klimatyczne i piękne - ich powiązanie z treścią utworu stanowi dla mnie zagadkę.</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjs54aUYSTX6tSSDUr11PivftXStsNSIW7XMqsRcDPmb5BoaeLNfbK___5Rkyf5jNX0FUb7jXsjPklcopCr-1G_00p_ibfDNmItGv_THE7j0fdBVU1t8RzFheOhug40ytIe_YXyPDwUNI0/s1600/Sil+003.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjs54aUYSTX6tSSDUr11PivftXStsNSIW7XMqsRcDPmb5BoaeLNfbK___5Rkyf5jNX0FUb7jXsjPklcopCr-1G_00p_ibfDNmItGv_THE7j0fdBVU1t8RzFheOhug40ytIe_YXyPDwUNI0/s320/Sil+003.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Zainteresowana rysunkami, postanowiłam odszukać ich autora. </span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<a href="http://25.media.tumblr.com/025c0ce4690c61a3a1b742ec8ff39642/tumblr_mgxpqz2nrF1qb142uo1_500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="190" src="http://25.media.tumblr.com/025c0ce4690c61a3a1b742ec8ff39642/tumblr_mgxpqz2nrF1qb142uo1_500.jpg" width="200" /></span></a><span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>Stasys Eidrigevičius</b> to mieszkający w Polsce od 1980 roku grafik pochodzenia litewskiego. Jest artystą bardzo wszechstronnym, w kręgu jego działalności leżą takie dziedziny jak malarstwo, fotografia, tworzenie scenografii, plakatów, peroformance'ów. Współpracuje z tygodnikiem "Polityka". Być może dlatego styl niektórych wygoglowanych rysunków wydawał mi się dziwnie znajomy.</span></span><br />
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span>
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Jednak mam wrażenie, że podobne ilustracje kojarzę jeszcze z jakiegoś innego źródła. Podejrzewam, że dawno temu musiałam oglądać/czytać jakąś książkę ilustrowaną przez tego Pana.</span></span><br />
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span>
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Pod <a href="http://www.eidrigevicius.com/">tym</a> linkiem można odnaleźć niektóre z prac autora. Jego charakterystyczny styl - tajemniczy i niepokojący - całkowicie mnie urzeka. </span></span><br />
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span>
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">A teraz, z pozdrowieniami dla Róży_Bzowej - zastanawiam się, jak mogłaby wyglądać "Alicja w Krainie Czarów" w jego interpretacji?</span></span><br />
<span style="line-height: 15.59375px; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib5uxiVJl38yZoBdwJQFzlz7MdiNQ1hgYL7yBguqhLGkFiZ1pZ5dsal607gl6c4pAkgYzQ8MsYXu98VVWlCl1d_ZLjuCoPnBrsZunzL-iosOpjWUG9RZSuiP-i6SEOqe5O3UdNfOv-avQ/s1600/Sil+004.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib5uxiVJl38yZoBdwJQFzlz7MdiNQ1hgYL7yBguqhLGkFiZ1pZ5dsal607gl6c4pAkgYzQ8MsYXu98VVWlCl1d_ZLjuCoPnBrsZunzL-iosOpjWUG9RZSuiP-i6SEOqe5O3UdNfOv-avQ/s320/Sil+004.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Na koniec, wracając do samej książki, zamieszczam zdjęcie tego, jak wygląda golutka, bez obwoluty. Widoczna karta to dołączone drzewa genealogiczne.</span></div>
<br />Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-38385436430033248642013-07-17T03:05:00.002-07:002013-08-21T00:55:15.957-07:00Miłość do... cegłówki i coś niecoś na temat tłumaczeniaPo hobbicie przyszła kolej na majaczącą w oddali cegiełkę. Kupił ją mój dziadek niedługo po tym, jak zainteresował mnie filmem. Padło na to wydanie prawdopodobnie dlatego, że było bardzo tanie - jednotomowe, w małym formacie, na kiepskim papierze. Najpierw przeczytał ją mój tata, a potem, kiedy przedarłam się przez "Hobbita" - ja.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbl5pAymVR0QvPwT1kK4sn-G4THlR3hBHyzN5Q8FtC7dCtDM8jiEP3WztyD3sCE0O5iGQD4NWzM18kueR7CEhKwrtqUFS1ZwzVZtB8XBzQ8brpuaXp0t0A_ZYNJ8PJBXQKH0S6GNUzlno/s1600/Ceg%C5%82%C3%B3wka+002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbl5pAymVR0QvPwT1kK4sn-G4THlR3hBHyzN5Q8FtC7dCtDM8jiEP3WztyD3sCE0O5iGQD4NWzM18kueR7CEhKwrtqUFS1ZwzVZtB8XBzQ8brpuaXp0t0A_ZYNJ8PJBXQKH0S6GNUzlno/s320/Ceg%C5%82%C3%B3wka+002.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Wydawnictwo - Zysk i S-ka</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Rok - 2001</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Tłumaczenie - Jerzy Łoziński (zmienione)</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Przekład wierszy - Marek Gumkowski</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHiFvyWijUrp0sCussjrtdgjm_84brNAsVakDS91_L4s8Gw26CWkL3EaJFMX5q3OEYrUh9ebnIgsa0BXavzYaTDIc3C-_PK-70OARQ8kBOjlkoWocjsXHx3F0cp0zengw-SNtvT0-UXhU/s1600/Ceg%25C5%2582%25C3%25B3wka+001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHiFvyWijUrp0sCussjrtdgjm_84brNAsVakDS91_L4s8Gw26CWkL3EaJFMX5q3OEYrUh9ebnIgsa0BXavzYaTDIc3C-_PK-70OARQ8kBOjlkoWocjsXHx3F0cp0zengw-SNtvT0-UXhU/s320/Ceg%25C5%2582%25C3%25B3wka+001.jpg" width="222" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC92-qVa-9PpkQSB1zHC5TIayingRVdHsUg9pxqgj0tsJ-tLsHjHsYzm1TBD727DiQIb5xqrVifTQUYlzaR-vUcLo2e_WqrZNdQ9G9td3dE5oP8jwWalmX-oHBcamBf8XU1cVtS5qg5no/s1600/Ceg%C5%82%C3%B3wka+003.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC92-qVa-9PpkQSB1zHC5TIayingRVdHsUg9pxqgj0tsJ-tLsHjHsYzm1TBD727DiQIb5xqrVifTQUYlzaR-vUcLo2e_WqrZNdQ9G9td3dE5oP8jwWalmX-oHBcamBf8XU1cVtS5qg5no/s320/Ceg%C5%82%C3%B3wka+003.jpg" width="208" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Nie jest to rzecz piękna. A przy tym - w przeciwieństwie to poprzedniego iskrowego "Hobbita" - całkowicie pozbawiona uroku. Na okładce widzimy Gandalfa przed wrotami Morii w filmowym kadrze. Ujęcie ni to ładne, ni to o jakimś specjalnym znaczeniu, kiepsko wykadrowane. Do tego złocone napisy i runy. Na grzbiecie także filmowy Gandalf. Z wyglądu zewnętrznego książki możemy zatem stwierdzić, że jest to książka o czarodzieju:) </div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPSSeInnnfzmq4sWImYZBsoMyfcdEA74VLc7bcsY9fybdmHP0j2dyAZbhzZB4vD4pK4yerdFnPWSmjd6MJNvMnC87DiCr4OB6y9rIXjI-Tua3YRQdoiXUYQPQDTf98kWSYoIRu5J6oRps/s1600/Ceg%C5%82%C3%B3wka+005.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="209" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPSSeInnnfzmq4sWImYZBsoMyfcdEA74VLc7bcsY9fybdmHP0j2dyAZbhzZB4vD4pK4yerdFnPWSmjd6MJNvMnC87DiCr4OB6y9rIXjI-Tua3YRQdoiXUYQPQDTf98kWSYoIRu5J6oRps/s320/Ceg%C5%82%C3%B3wka+005.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
W środku nie jest lepiej. O ile wielkość czcionki nie przeszkadzała mi jakoś specjalnie, to już wypadające strony - jak najbardziej. Kartki są cieniutkie, podatne na rozdarcie. Ale co dziwne - po ponad dziesięciu latach i wielokrotnym użytkowaniu, grzbiet złamany jest tylko w jednym miejscu;) Za to okładka - nie jest w najlepszym stanie. Pozaginana, w niektórych miejscach wygląda, jak gdyby chciała udać się w podróż do Mordoru. Dlatego teraz "Władcę Pierściani" trzymam w folii.<br />
<br />
Mimo wszystkich swoich wad, całej nieporęczności i brzydoty - to wydanie pozostanie pewnie na zawsze tym, do którego mam największy sentyment.<br />
<br />
Miałam szczęście/pecha, że akurat ten "Władca" (którego czytałam jako pierwszego), został przetłumaczony przez Jerzego Łozińskiego. Wtedy, w wieku lat około dziewięciu, nie miałam pojęcia, kim są ani Maria Skibniewska, ani Jerzy Łoziński. Co prawda zastanawiało mnie, dlaczego znany mi z filmowej adaptacji Obieżyświat nagle stał się Łazikiem, jednak szybko przyzwyczaiłam się do tego stanu rzeczy. Udało mi się to także dzięki temu, że nie był to oryginalny przekład pana Łozińskiego - usunięto wszystkie krzaty i Bagosze, zamieniając je na pierwotnych krasnoludów i Bagginsów.<br />
<br />
W trakcie czytania jednak zdarzyło się tak, że wyjechałam na wakacje bez książki, która została w domu pod kluczem. Załamana poleciłam cioci, która po jakimś czasie miała do nas dojechać, by wypożyczyła mi z biblioteki inny egzemplarz i niezwłocznie dowiozła w moje łapki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Łazik na powrót stał się Obieżyswiatem... Ale zmieniło się coś jeszcze. Nie wiem co, ale książka stała mi się w jakiś sposób obca, pisana jakby innym stylem, w jakiś sposób "chłodniejsza", mniej "swojska". Przyzwyczajona do mojej łoziny nie mogłam się pozbyć jakiegoś dziwnego wrażenia, czytając muzowe wydanie w przekładzie Skibniewskiej.<br />
<br />
Kiedy po niedługim czasie dowiedziałam się, że istnieje kilku tłumaczy "Władcy Pierścieni" a jeden z nich to "bluźnierca" wpadłam w panikę. "Jak to, przecież to moja książka jest tłumaczona przez tego Pana na Ł..!" Załamałam się, stwierdziłam, że zostałam skażona przez Łozińskiego i niezwłocznie muszę kupić JEDYNE SŁUSZNE tłumaczenie Skibniewskiej.<br />
<br />
Teraz niesamowicie śmieję się ze swojej głupoty w tamtym czasie. Ależ podatnym na wpływy i opinie, głupim dzieckiem byłam! Dzisiaj bardzo cieszę się, że przeczytałam Łozińskiego. Nie jestem uprzedzona, a czasami wręcz bardziej pasują mi styl i pomysły Tłumacza. Podziwiam za odwagę, a choć skłaniam się raczej ku oryginalnym nazwom, nie egzorcyzmuję jego inwencji i nowych rozwiązań. A "Świszczowy Wierch" pozostanie dla mnie na zawsze "Świszczowym Wierchem", a nie jakimś tam "Wichrowym Czubem"!<br />
<br />
Jednak wiem, że w moim dziecięcym uprzedzeniu nie jestem samotna. Goszcząc w Internecie od lat bardzo wielu, zauważyłam, że to jest dość częsta tendencja - nie czytałem, nie mam pojęcia, ale Skibniewska jest ŚWIĘTOŚCIĄ, a Łozinę zapraszamy na makulaturę. Wielu, którzy krytykują tłumacza, książki z jego "udziałem" nie widziało na oczy. Niektórzy czytelnicy są niesamowicie podatni na zdanie innych ludzi. Oczywiście nie mówię tu o tych, którzy czytali obydwa tłumaczenia, a nawet więcej niż tylko dwa. Wtedy wyrażenie opinii podpartej konstruktywną krytyką jest jak najbardziej na miejscu, bardzo cenię sobie takie wypowiedzi. Jednak argumentacja "bo tak" albo "bo Skibniewska" konstruktywną NIE jest.Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-56419439739414799082013-07-17T01:25:00.000-07:002013-09-09T07:03:48.056-07:00No to zaczynamy - "Mój pierwszy Hobbit"Jak to się zaczęło? Nic niezwykłego.<br />
Lat temu wiele, nie wiem ile. Prawdopodobnie rok 2002, po premierze "Drużyny Pierścienia". Dziadek wynalazł skądś film, puścił małej, dziewięcioletniej wnuczce. Wnuczka zaczęła oglądać. Oglądnęła. Później - oglądnęła znów. I znów. I znów. Potem dołączył tata. Potem mała Konstancja dowiedziała się, że jest Książka. Władca Pierścieni. Mała Konstancja chciała przeczytać. Ale zamiast wielkiej cegłówki, która majaczyła na horyzoncie, dostała małego, szarego i starego "Hobbita". W dodatku brzydkiego. Z początku zniechęcona - hobbita pochłonęła szybciej niż słoik Nutelli. A potem... Potem to już się samo potoczyło.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglDT8xiVAfNqYIVEtgYCofN97cTLY7kLQPUyQ6rodHc-jc_cCxKXCB1EG8dV3AR99uWLzKgZfUwNr5TRYOoTbinS0_aXaCypMJOlfQnvryE7Q2NBiWg_OOSSuozBTjSgFH89cX0oDKnnY/s1600/Hobbit+006.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglDT8xiVAfNqYIVEtgYCofN97cTLY7kLQPUyQ6rodHc-jc_cCxKXCB1EG8dV3AR99uWLzKgZfUwNr5TRYOoTbinS0_aXaCypMJOlfQnvryE7Q2NBiWg_OOSSuozBTjSgFH89cX0oDKnnY/s320/Hobbit+006.jpg" width="239" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoet1NV_iNp9bjSMC0IaALDxrS1LJ-VHpJEPHC7mpPLo5QCva1f0EH2tJTYS3RAWDPN1TXN7HHoaze89B_v4hXtMuVO7iJ_KdQHb3td0CuyCAt4eSSVfT8wRV-iDBYjeMnbXPF6Hqv4vA/s1600/Hobbit+004.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoet1NV_iNp9bjSMC0IaALDxrS1LJ-VHpJEPHC7mpPLo5QCva1f0EH2tJTYS3RAWDPN1TXN7HHoaze89B_v4hXtMuVO7iJ_KdQHb3td0CuyCAt4eSSVfT8wRV-iDBYjeMnbXPF6Hqv4vA/s320/Hobbit+004.jpg" width="235" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jak widać, jest to "Hobbicik" którego kojarzy pewnie większość tolkienistów, może nawet większość fantastów. Niestety ktoś kiedyś potraktował mój egzemplarz taśmą klejącą - teraz boję się ją oderwać, żeby nie poobdzierać, i tak już podniszczonej, obwoluty. Żeby nie uległa dalszej destrukcji, trzymam mojego "Hobbita" w foliowej okładce, jak książki w bibliotece.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Wydawnictwo - Iskry</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Rok - 1985</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Tłumaczenie - Maria Skibniewska</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Przekład wierszy - Włodzimierz Lewik</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Opracowanie graficzne - Maciej Buszewicz</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Autora ilustracji na obwolucie, wyklejce i wewnątrz książki - nie podano. Podejrzewam zatem że jest nim Maciej Buszewicz.</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
A zatem - ilustracje. Co my tu mamy? Istne szaleństwo.</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Zawsze kiedy rozmyślałam na temat tego, co przedstawia obrazek na obwolucie, stwierdzałam, że to po prostu Bilbo w swojej norce, pokazany w nieco symboliczny sposób. Myśląc nad tym odrobinę dłużej można stwierdzić, że to wcale nie norka, lecz albo wnętrze Gór Mglistych, albo Samotnej Góry. Możemy też zauważyć po lewej stronie coś wyglądające jak niewielki zameczek, którego tożsamość stanowi dla mnie zagadkę. Wszak Rivendell to nie jest - Rivendell powinno znajdować się w dolinie. Oprócz tego, czy to "coś" na głowie Bilba nie przypomina krasnoludzkiego kaptura?</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Przypuszczenia co do tożsamości dziwnej narośli, która zdobi głowę hobbita umacniają się, kiedy obrócimy książkę. Wtedy rysunek wcale nie przypomina już zielonego Pagórka, a raczej szare, niegościnne góry, Tutaj także możemy natknąć się na dwa tajemnicze obiekty. Zabudowania na dole po lewej stronie - moją pierwszą myślą było Esgaroth. Ale Esgaroth przecież usytuowane było na jeziorze. W takim razie może właśnie to miało być Rivendell?</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Jeśli chodzi o zamek na szczycie góry - ma ktoś jakieś propozycje? Może to gniazdo orłów pokazane jako warownia?</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjJ72vO0zGDqLitltGrFQlXxlsOUdvyv4Absp8ZnzKTSqcrMjEUqRe6DWx18m3kZOdehrdrnl7P6OOxC8ieMjL2wN2ZlxOI4Wsr3wL9G1BYfroCxRGCqiOnIsAOx4HAfUn_7SikMy66eo/s1600/Hobbit+005.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="217" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjJ72vO0zGDqLitltGrFQlXxlsOUdvyv4Absp8ZnzKTSqcrMjEUqRe6DWx18m3kZOdehrdrnl7P6OOxC8ieMjL2wN2ZlxOI4Wsr3wL9G1BYfroCxRGCqiOnIsAOx4HAfUn_7SikMy66eo/s320/Hobbit+005.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jeśli chodzi o wyklejkę, tutaj autora poniosła wyobraźnia. Czy dziwny stwór o guzikowych oczach, wyłaniający się z góry to Gollum? A kluczyk? Do czego ten kluczyk?:) Może to jeden z tych, które Bilbo ukradł strażnikowi pilnującemu krasnoludów. Mimo to, moim zdaniem dużo logiczniej byłoby umieścić w tym miejscu Pierścień.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1W8KBRwMa6QniPqjjpHwmlAKHDocAtZja9T_zLv2HmMA6vTo9bfi24kW0umyGGlLfOD7VgSqHCCP0NxIniR2Svs-LinfqNLyGTTnm6XVb5dGcSs2BwIv0ax41I2_SYXGr2eChv-oRUmY/s1600/Hobbit+007.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1W8KBRwMa6QniPqjjpHwmlAKHDocAtZja9T_zLv2HmMA6vTo9bfi24kW0umyGGlLfOD7VgSqHCCP0NxIniR2Svs-LinfqNLyGTTnm6XVb5dGcSs2BwIv0ax41I2_SYXGr2eChv-oRUmY/s320/Hobbit+007.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo8somgK8cN83aczje-KOfkr_rBMlHlX_bfsbsM1UuenAe6A-RzYRW9qKmfnnKymPqTV0CTNzx0Z3TwV-zpjc2CBkqIJsmmpfDzAzp67XEG9dqri71a2xEzhyx9bLWDl12P-04y1Jxlj0/s1600/Hobbit+010.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo8somgK8cN83aczje-KOfkr_rBMlHlX_bfsbsM1UuenAe6A-RzYRW9qKmfnnKymPqTV0CTNzx0Z3TwV-zpjc2CBkqIJsmmpfDzAzp67XEG9dqri71a2xEzhyx9bLWDl12P-04y1Jxlj0/s320/Hobbit+010.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Tylna wyklejka prezentuje się o niebo lepiej. W końcu mamy pięknego czerwonego Smauga czyhającego na miasto. Smok naprawdę mi się podoba, a maleńkie, w porównaniu z jego ogromem, Dale umacnia podejrzenia, że zabudowania z tylnej części obwoluty należały do tego samego miasta. Tu i tam widzimy bowiem podobne wieżyczki, które mogą być jedną i tą samą:)</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1VlD8FVXSkKVtSfF5XUgJF7Qm0vB2uwJ8smlbh1sS4SXPN3lTBFsr3Bv00DKfZGALSuDs2QmYTE62cH9U2C4iY5KimIqLHWdHn5eyavson6I-qGL08wNAl59SCOQhwSwkpQ29Xv8rlVI/s1600/Hobbit+008.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1VlD8FVXSkKVtSfF5XUgJF7Qm0vB2uwJ8smlbh1sS4SXPN3lTBFsr3Bv00DKfZGALSuDs2QmYTE62cH9U2C4iY5KimIqLHWdHn5eyavson6I-qGL08wNAl59SCOQhwSwkpQ29Xv8rlVI/s320/Hobbit+008.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Wewnątrz, na samym początku możemy znaleźć jedną ilustrację. Wygląda mi to na Bilba wspinającego się na drzewo podczas ucieczki przed wargami. O samym hobbicie tu przedstawionym powiedzieć za wiele nie można, ale jedno na pewno - kędzierzawa hobbicka czuprynka - obecna.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Z tyłu, za spisem treści możemy znaleźć jeszcze czarno-białą mapkę, jednak jej wrzucać nie muszę - chyba każdy wie, jak ona wygląda.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjEjn87bKECW6ngUIiw0yE7E1CQSzFxB5HOE2GobocG4GHlNQbHn9_yrEtjkuO_PoJs1wmQiv7_9Zmeq1rvaWYgWFeSDnMQNMvp4F7CaAd3WexPDd3-BE17CXVkaZP8e2B5g9311KAYXg/s1600/Hobbit+014.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="306" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjEjn87bKECW6ngUIiw0yE7E1CQSzFxB5HOE2GobocG4GHlNQbHn9_yrEtjkuO_PoJs1wmQiv7_9Zmeq1rvaWYgWFeSDnMQNMvp4F7CaAd3WexPDd3-BE17CXVkaZP8e2B5g9311KAYXg/s320/Hobbit+014.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jeszcze ostatnie zdjęcie - oto jak prezentuje się mój hobbicik golutki, jak go Eru stworzył. W rzeczywistości ma jednak o wiele bardziej soczysty, hobbicki kolorek.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Podsumowując - mój stary "Hobbit" być może nie należy do najpiękniejszych, ale jedno jest pewne - do żadnego innego nie mam i pewnie nie będę miała większego sentymentu. Mimo wszystko, mimo że czasem oderwane od treści, te ilustracje mają swój urok. Podobnie jak stary żółty papier i zakurzony zapach kilkudziesięcioletniej książki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jestem niesamowicie wdzięczna dziadkowi za to, że kiedyś, w zamierzchłych latach 80 udało mu się dorwać tę książkę, mimo że nie miał pojęcia, co to tak naprawdę jest, ani kto to był J.R.R. Tolkien</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1691514594080184256.post-76719625361707525072013-07-16T07:55:00.000-07:002013-07-16T07:55:32.034-07:00Witam wszystkich, czyli, jak na razie, prawdopodobnie nikogo.<br />
<br />
Zakładam bloga o tematyce tolkienowsko-książkowej w celu, co tu dużo mówić, połechtania własnej próżności i jeszcze silniejszego podniecenia własnego nieumiarkowanego wiecznego głodu. Głodu wynikającego z kolekcjonerstwa, zbieractwa i chciwości. Co w takim razie jest obiektem tego niezaspokojonego pragnienia? Jak łatwo się domyślić - książki.<br />
<br />
Można powiedzieć, że zbieram wszystko. Rzecz jasna tym "wszystkim" są małe i duże papierowe obiekty, w twardych lub miękkich oprawach. Nie pogardzę żadną książką należącą do literatury pięknej. Bardzo rzadko interesują mnie słowniki czy publikacje popularnonaukowe, chyba że są to dzieła Kopalińskiego bądź opracowania dotyczące tematów leżących w sferze moich zainteresowań.<br />
<br />
Jednak tym, co naprawdę pochłania mnie bez reszty, jest fantastyka. O ile książki spoza tego gatunku zbieram i kupuję dość sporadycznie (choć prawie żadną nie pogardzę), tak fantastyki przybywa mi, biorąc pod uwagę moje możliwości finansowe, ZA DUŻO. Oczywiście nie nadążam z czytaniem. A tomów przybywa. Niebezpieczną rzeczą jest dla mnie choćby przebywanie w pobliżu antykwariatu. Jeszcze nie zdarzyła się taka sytuacja, kiedy przy wizycie typu "a wejdę i tylko się rozejrzę" wyszłbym z pustymi rękami. Kupuję nawet wtedy, kiedy nie mam za co. Nie potrafię się opanować.<br />
Oczywiście rozmiarom mojej biblioteczki daleko do BIBLIOTEK niektórych znanych mi z internetu osobników, jednak miejsc na półkach (na biurku/w szafkach/w szafie/na podłodze/na suficie) systematycznie ubywa. Odwrotnie proporcjonalnie do przestrzeni w portfelu.<br />
<br />
Do tego cierpię na chorobę, która, jak zdążyłam zaobserwować, często dotyka fantastów. Nie korzystam z usług bibliotek. Podejście zupełnie nieracjonalne, głupie, nieopłacalne i rujnujące mnie finansowo. Ale co mogę poradzić? Nie potrafię przeczytać książki z biblioteki. No dobra, mogłabym, ale ja po prostu NIE CHCĘ nic na to poradzić.<br />
<br />
Jednak już w kręgu fantastyki mogę wyróżnić pewną sferę sacrum, moją świętość, mój mały ołtarzyk. Piszę mały, bo choć niektórzy załamują ręce (NA CO CI TO???), to w dalszym ciągu moja kolekcja jest NICZYM w porównaniu z tym, co udaje mi się odnaleźć u innych.<br />
<br />
Mowa mianowicie o Tolkienie. A właściwie o książkach, które z Tolkienem mają jakiś związek. Daleko, blisko - biorę wszystko.<br />
<br />
Oczywiście często staję przed dylematem - kolejny "Hobbit", czy inna książka, której nie posiadam, a bardzo chciałabym przeczytać. W rezultacie prawdopodobnie biorę obydwie, a jeśli nie mogę - wtedy jest naprawdę bardzo ciężko. Zwłaszcza, jeśli natrafię na książki po bardzo okazyjnej cenie w antykwariacie. Bo nieużywane tolkieny kupuję bardzo rzadko. Poluję raczej na starsze, używane egzemplarze, niedostępne w księgarniach, takie, które za parę lat może być ciężko dostać. Te sklepowe - nie dość, że o wiele droższe, to jeszcze może być wiele okazji do zaopatrzenia się w nie.<br />
<br />
Jest to właściwie mój pierwszy blog. Co z nim będzie dalej - pojęcia nie mam. Możliwe, że umrze śmiercią naturalną. Jeśli nie, jeśli uda mi się prowadzić go regularnie - będę bardzo szczęśliwa.<br />
<br />
Dodam jeszcze, że do założenia go zainspirował mnie wspaniały blog <a href="http://podrugiejstroniekrainy.blogspot.com/">http://podrugiejstroniekrainy.blogspot.com/</a><br />
Jeśli kiedyś zdarzyło by się tak, że jego autorka, zawędrowałaby w te strony - serdeczne dziękuję:)<br />
<br />
<br />Kalevalahttp://www.blogger.com/profile/16387218546214658496noreply@blogger.com1