środa, 21 sierpnia 2013

Z całkiem innej beczki - "Cień Wiatru" Carlosa Ruiza Zafona

Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tytuł: Cień wiatru
Wydawnictwo: MUZA
Tłumaczenie: Beata Fabjańska-Potapczuk,
Carlos Marrodan Casas

Data wydania: 2005
Kiedy ktoś mówi o książce, że była "piękna" lub "magiczna" - zazwyczaj znaczy to tyle co nic.

W tym przypadku jednak są to pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta, a co więcej, słowa oddające klimat powieści niemal idealnie. Nawet po przemyśleniu jak płytko i banalnie brzmią - nie jestem w stanie zmienić zdania, że to właśnie ich powinnam użyć do opisania „Cienia wiatru” Carlosa Ruiza Zafona. Mając na względzie to, że określenia nie mówią właściwie nic, powinnam chyba jakoś usprawiedliwić swój wybór – co więc jest w tej powieści tak „pięknego” czy „magicznego”?

Odpowiedź jest prosta – Barcelona. Miasto stanowiące tło dla rozgrywającej się historii, choć nie zawsze idylliczne, nawet pomimo powojennej atmosfery czaruje czytelnika, zmieniając w jego oczach swoje wady w zalety. Na kartach powieści najciemniejsze, najbrudniejsze zaułki, zamiast odpychać sprawiają wrażenie miejsc posiadających własne tajemnice, zapraszających do ich odgadnięcia. Wrażenie to potęguje się, kiedy spojrzymy na okraszające tekst fotografie znanego hiszpańskiego artysty Francesco Catala-Roki. Pomimo iż niezwiązane bezpośrednio z akcją powieści, pozwalają jeszcze mocniej wczuć się, a nawet „wsiąknąć” w realia utworu.

Można by powiedzieć, że zaczynam opisywanie książki od końca – zamiast opowiedzieć o bohaterach, zabieram się do tła powieści. Moim zdaniem jednak nie jest to błąd, gdyż dla mnie sedno utworu stanowiły nie postacie, nie wydarzenia, ale sceneria, w jakiej zostały one umieszczone. Jak to określił mój dziadek – „Czytałem tę książkę nie dla akcji, ale po to, żeby przypomnieć sobie te kilka dni w Barcelonie”.

Mimo wszystko powinnam jednak powiedzieć parę słów o tych, bez których (mimo wszystko) powieści by nie było.

Głównym bohaterem utworu jest Daniel Sempere – na początku dziesięcioletni, pod koniec powieści nieco starszy syn księgarza, właściciela antykwariatu „Sempere i synowie”. Osierocony przez matkę chłopak zostaje pewnego dnia zaprowadzony przez ojca do magi... przepraszam, znów to słowo pcha mi się pod palce. A więc, Daniel zostaje zaprowadzony do tajemniczego miejsca, zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek, gdzie natrafia na powieść, która niedługo na zawsze ma odmienić jego życie... Zaczyna się baśniowo, lecz z biegiem stron tak pięknie już nie jest. Oczywiście, jeśli przyjąć tę wersję, że w baśniach wszystko jest tak proste i kolorowe... Młody chłopak rozpoczyna wieloletnią wędrówkę ulicami Barcelony, która staje się zarówno pościgiem jak i ucieczką. Co więcej, Daniel, oprócz miłości, śmierci, tragedii ludzkich, zapomnianych historii opowiadanych w ciemnościach, spotyka... postać która uciekła z kart ukochanej przez niego powieści.

Oprócz Daniela i jego ojca w powieści natknąć możemy się na całą gamę różnobarwnych postaci, z których warto wspomnieć mojego ulubionego Fermina – człowieka orkiestrę, postać z przeszłością, która pomimo nie odstępującego jej nigdy cienia dawnej tragedii, co kilkanaście stron rozbawiała mnie do łez.

Kiedy przebrniemy już przez „piękne” i „magiczne” istnieje jeszcze cała gama innych, do bólu wytartych przymiotników (takich jak "smutne", "wzruszające"), o których można by wspomnieć, lecz przywołanie ich mogłoby wywołać niezwłoczne mdłości i utratę zainteresowania czytelnika.


Jednym z nich, trochę mniej pochlebnym, będzie słówko "przewidywalna". Tak - zakończenie poszczególnych wątków "Cienia wiatru", pomimo tego, że historia sama w sobie jest fascynująca i w jakiś sposób pociągająca, nie jest czymś szczególnie trudnym do odgadnięcia. Lecz, nawet mając świadomość takiego stanu rzeczy od mniej więcej jednej trzeciej lektury - w utworze zagłębiałam się z niczym niezmąconą przyjemnością. Historia, choć niezbyt zaskakująca, porwała mnie na równi z klimatem miasta, który sprawił, że zaczęłam marzyć o chociaż krótkiej przechadzce ulicami tego miasta.

Co takiego ukrył więc autor pomiędzy uliczkami powojennej Barcelony, że powieść tak bardzo przyciąga i kradnie serce czytelnika od pierwszych stron? Jeśli nie jest to oryginalna i nie przewidywalna fabuła - to co? Na to pytanie odpowiedziałam już na początku. Klimat miasta, który jest – tak, piękny i magiczny.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Powrót z Bestią na półce

Wracam po dość długiej przerwie, zaburzając tym samym chronologiczną kolejność prezentowanych skarbów.

Bodziec do podjęcia prowadzenia bloga na nowo jest niemały, ma bowiem dość znaczne rozmiary (i wagę). Zastukał dzisiaj do moich drzwi razem z panem kurierem dosyć niespodziewanie, ponieważ spodziewałam się raczej listonosza o poranku.




Zysk i S-ka, Poznań 2001
Tłumaczenie - Renata Giedrojć, Joanna Kokot, Jakub Zdzisław Lichański
Ilustracje - Ian Miller, Michael Foreman, Allan Curless, Lidia Postma, John Blanche, Pauline Martin, Sue Porter, Linda Garland, Jaroslav Bradac, Victor Ambrus, John Davis

W posiadanie "Bestiariusza" weszłam bardzo szczęśliwie, bo trzymając już kursor na przycisku zamówienia na stronie wydawnictwa (http://www.sklep.zysk.com.pl/bestiariusz-tolkienowski.html), postanowiłam jeszcze raz zerknąć z ciekawości na Allegro. Jako że jest to książka dosyć poszukiwana przez Tolkienistów (na stronie Zysku wyprzedawane są ostatnie, podniszczone egzemplarze), nie spodziewałam się niczego, a jeśli już to aukcji z niekonkurencyjną ceną. Niesamowicie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam mój upragniony bestiariusz za całe... 9 złotych.

Mój egzemplarz posiada co prawda małe defekty, takie jak drobne podniszczenia obwoluty i okładki, jednak w środku zdaje się być nietknięty. A oglądać co jest właśnie wewnątrz.
Mapa Alana Curlessa

Każda strona "Bestiariusza Tolkienowskiego" prezentuje się pięknie, rzadko kiedy uświadczymy taką, która nie zawiera żadnych ilustracji.


Dwójka sympatycznych hobbitów autorstwa Lidii Postmy

Czy to szkice roślin, czy to postacie, stworzenia, krajobrazy, mapy, przy każdym czarno-białym rysunku warto zatrzymać się chociaż na moment, nawet jeśli nie każdy z nich zachwyca lub przypada do gustu. Ponadto na środkowych stronach znajdujemy 36 kolorowych ilustracji różnego autorstwa. Ta różnorodność pozwala na poznanie Ardy oczami wielu różnych artystów, z których każdy posiada własny styl, technikę, oraz, co najważniejsze - własną wyobraźnię.
Kawałek Menegroth (Linda Garland)

Już sama okładka (i obwoluta) zapowiada, że możemy mieć do czynienia z dosyć niekonwencjonalnym podejściem do tematyki tolkienowskiej. Zaprezentowanego smoka ciężko nazwać "zwyczajnym". Podobnie jak tego:



John Davis

Bardzo przypadli mi do gustu Czarni Jeźdźcy na, z jednaj strony, dość konwencjonalnym, z innej zupełnie "nietolkienowym", rysunku.


Allan Curless


Jeśli chodzi o treść poszczególnych haseł - są one ułożone alfabetycznie, nie tematycznie. Na razie przebrnęłam dopiero przez literę "A", ale nie sądzę, żeby była to lektura do "czytania", lecz raczej do dawkowania w małych ilościach, od czasu do czasu. Na razie jednak nie mogę oprzeć się urokowi ilustracji i pochłaniam je wzrokiem razem z tekstem.


Upadek Numenoru oczami Johna Blanche

Oprócz samych haseł z wyjaśnieniami możemy znaleźć tu też tablice chronologiczne oraz drzewa genealogiczne elfów i ludzi.

"Bestiariusz tolkienowski" to niewątpliwie jeden z piękniejszych skarbów znajdujących się w moim posiadaniu. Teraz muszę tylko... znaleźć jakieś honorowe miejsce, bo na specjalnej tolkienowej półce już się nie zmieści. Jest to już drugi taki przypadek, a o pierwszej przyczynie braku metrażu napiszę pewnie kolejnym razem:)